Nie radziła
sobie z własnym życiem. Trafiła na Rzymowskiego. Przeżywała ogromne trudności. Brakowało
jej wiary w siebie. Parę razy była już „na wylocie” z SOS-u. Jak sama wspomina
(dziś z uśmiechem na twarzy), maturę zdała dzięki naszej nieocenionej
pielęgniarce Kasi Kordel, która, nie zważając na jej zapewnienia, że „nie da
rady”, wepchnęła ją do pomieszczenia, w którym czekała komisja egzaminacyjna…
Zdała, a
jakże. I na tym się nie skończyło. „Zrobiła” policealną szkołę higienistek
stomatologicznych i przez dziesięć lat pracowała w tym zawodzie. W międzyczasie
studiowała kosmetologię. Czegoś jej jednak brakowało. Postanowiła podjąć studia pielęgniarskie w Uczelni Medycznej imienia Marii Skłodowskiej-Curie w
Warszawie. Studia te ukończyła z wyróżnieniem. W roku 2023 obroniła pracę
licencjacką (temat: „Opieka nad
dorosłym pacjentem z chorobą afektywną dwubiegunową w epizodzie manii”).
Wczoraj obroniła pracę magisterską. Temat:
„Wiedza pielęgniarek na temat właściwej i efektywnej metody komunikacji z
pacjentem z zaburzeniami depresyjnymi”. Oba tematy, przyznacie, bardzo sosowe.
To tak jakby Ania wróciła do swojego liceum, ale tym razem, żeby podzielić się
wiedzą i doświadczeniem. I chodzi o wiedzę niezbędną kadrze, a i uczniom
przydatną.
Nie boi się trudnych wyzwań. Jest teraz pielęgniarką psychiatryczną. Pracowała już z osobami z demencją, z żołnierzami z urazem stresu bojowego, z więźniami. Aktualnie: z dziećmi i młodzieżą w stanie kryzysu psychicznego. Wiele jeszcze przed nią. Ma świadomość znaczenia zawodu, który uprawia:
„Wyobraźmy sobie dzień takiej pielęgniarki. Zaczyna się od raportu, od przekazania informacji o nocy, o samopoczuciu pacjentów, o niepokojących sygnałach. Potem jest obchód, podawanie leków, rozmowy - czasem spokojne, terapeutyczne, a czasem pełne napięcia i nieufności. Trzeba umieć wyczuć nastroje, przewidzieć reakcje, interweniować, gdy sytuacja wymyka się spod kontroli. (…) Praca na oddziale psychiatrycznym to nieustanne balansowanie na cienkiej linie. Z jednej strony trzeba zachować profesjonalizm i dystans, z drugiej – okazać zrozumienie i ciepło. Trzeba być stanowczym, ale nie autorytarnym. Trzeba umieć słuchać nie tylko słów, ale i tego, co kryje się za nimi - bólu, samotności, bezradności.” (tę refleksję powtarza akurat za witryną internetową „Na dyżurze”)
Nie ukrywa, że
wiele rzeczy ciągle sprawia jej trudność. Na swoim profilu fb dziękuje osobom,
które ją wspierają i mobilizują.
Z zapałem
jeździ na rolkach. Przejechała wiele kilometrów. Jest to dla niej forma
odreagowania stresu i zmęczenia, a zarazem sposób na podtrzymanie życia towarzyskiego. W ramach Warszawskiego
Stowarzyszenia Rolkarskiego „Polskater” bierze udział w tzw. nighskatingach. Są
to nocne, wielogodzinne przejazdy
rolkarzy przez chodniki i ścieżki rowerowe, a czasami przez ulice kolejnych
miast. Ich celem jest popularyzacja tej sportowo-wyczynowej formy spędzania
wolnego czasu. Rzecz w tym, żeby zainteresować nią media i zmienić nastawienie miejskich
urzędników. Potrzebne są zmiany w przepisach i rozbudowa odpowiedniej
infrastruktury. Patrząc na fotografie z nightskatingów można odnieść wrażenie,
że w grę wchodzi również świetna zabawa. No fantastyczna jest ta Ania,
naprawdę!
Zapytana o
SOS, mówi: „SOS jest bliski mojemu sercu, myślę, że dzięki niemu zmieniło się
moje życie.” A ja myślę, że SOS był tylko miejscem, w którym Ania Władzińska jakiś
czas była. Swoje życie jednak zmieniła sama.