sobota, 25 kwietnia 2020

Musical czy battle rap?

Przez półtora roku uczennica Marlow zasypywała mnie odsyłaczami od faktów historycznych do utworów muzycznych. Zapytałem ją, czy widzi możliwość spopularyzowania rożnych wydarzeń z historii Polski przy użyciu muzyki. I otrzymałem od niej taki materiał:

Ogólny koncept: mini-album o nieznanym tytule, wspominający wybrane postacie lub wydarzenia z historii Polski.


1.
„Modlitwa kościelna feat. Mieszko I”
Pieśń o chrzcie Polski, jakby gdyby kościelna. Całość podana oczywiście po łacinie.
Muzycznie istnieją tu głównie chóry i organy. De facto: chorał gregoriański, ale o Mieszku I.
Wersja alternatywna, dostępna tylko w edycji kolekcjonerskiej w kształcie kotleta. Pieśń zaczyna się tu jak zwykle, ale z nieznanych nikomu powodów wyskakuje z ustępu Władysław Jagiełło i nieoczekiwanie przemienia pieśń kościelną w rap battle z Mieszkiem I (nadal po łacinie!), o to, kogo chrzest był lepszy.


2.
„Rex Poloniae”
Utwór podany z perspektywy Jadwigi Andegaweńskiej. Jadwiga przypomina , że tak, była i jest królem. I Jagiełło może sobie łaskawie mieszkać gdzie indziej, bo na pewno nie z nią. Wspomniana jest też sytuacja z toporem (próbowała nim sforsować drzwi, żeby zobaczyć się ze swym ukochanym narzeczonym Wilhelmem Habsburgiem, czego nie chcieli z kolei możni krakowscy). Wyeksponowana różnica wieku między Jagiełłą  a Jadwigą. Ale przede wszystkim: jej własne osiągnięcia i to, że była królem. Pod względem muzycznym pasują tu głównie rzeczy typu Halestorm, Emilie Autumn i Dalriada. Jeśli chodzi o tekst, rzecz jest bardzo podobna do „Get down” z „Six”, musicalu o żonach Henryka VIII.


3.
„1610”
Piosenka de facto Sabatonu. Ma tę samą linię melodyczną, co wszystkie inne ich piosenki. Ale ta jest o włażeniu Polaków do Moskwy w XVII wieku. Ma też segment po rosyjsku, ale wokalista śpiewa ze złym akcentem.


4.
„Troszeczkę za późno”
Piosenka o Stanisławie Auguście Poniatowskim. Jest tu oczywiście wzmianka o romansie z carycą Katarzyną, ale głównie mamy wyliczankę prób reform dokonanych przez Stanisława Augusta i wyrażenie żalu, że to co robił było spóźnione. Tak naprawdę piosenka jest o co najmniej trzystuletnim upadku państewka zwanego Rzeczpospolitą. Pod względem muzycznym najbardziej pasuje tu „Headless Waltz” Aurelio Voltaire’a (szczerze, to po prostu sądzę, że oparcie lamentu o tym, jak bardzo to co robił król było spóźnione na walcu, jest całkiem zabawne).


5.
Bonus track dostępny tylko w edycji kolekcjonerskiej (w kształcie kotleta) pt. „Pięćdziesiąt kotletów”
Komediowa piosenka o możliwe jednym z najgorszych królów polskich - Michale Korybucie Wiśniowieckim. Tekst podany oczywiście z perspektywy owego króla. Król umiera wskutek zatrucia pokarmowego, bezpośrednio po spożyciu pięćdziesięciu wieprzowych kotletów. Pod względem muzycznym „Pięćdziesiąt kotletów” przypomina głównie Alestorm, najbardziej ich najnowszy (w czasie pisania) utwór „Treasure Chest Party Quest”.


sobota, 18 kwietnia 2020

O czym pamięta żółty żonkil?


W oficjalnym dyskursie komunistycznej Polski dominowała narracja podkreślająca historyczną homogeniczność polskiego społeczeństwa. Fałszowała ona obraz przeszłości. W SOS-ie od samego początku (lata 70. i 80.) starano się docenić i dowartościować wiedzę o obecnych przez wieki w polskim krajobrazie społecznym grupach mniejszościowych. Wątek żydowski zauważano również. I tak, Władek Klamerus zajął się renowacją niszczejących na warszawskich żydowskich cmentarzach macew, stając się prekursorem tego rodzaju działalności. Chroniący się w SOS-ie przed ideologiczną presją ówczesnej szkoły ortodoksyjni wyznawcy judaizmu, upowszechniali wśród rówieśników wiedzę o obyczajach i świętach żydowskich. W latach 90. kontynuowała tę tradycję Miriam Gonczarska. Anglista Marek Mrozowski, zafascynowany średniowieczną filozofią żydowską, wprowadzał uczniów w tę problematykę. Chętnych uczył języka hebrajskiego. Na cmentarzu żydowskim w Karczewie Marek instruował nas, jak należy się w takim miejscu zachować. Odczytywał nam inskrypcje zamieszczone na XIX- i XX-wiecznych macewach.
W poprzedniej dekadzie uczniowie SOS-u uczestniczyli w wielu wycieczkach do miast oraz miasteczek Mazowsza i Podlasia. Wśród nich znalazły się też słynne sztetle, takie jak Góra Kalwaria, Otwock, Ciechanowiec i Włodawa. Odwiedzaliśmy dawne getta, cmentarze i budynki, w których kiedyś mieściły się synagogi.
W tej dekadzie w sposób profesjonalny zajęła się tematyką żydowską polonistka, Katarzyna Radecka-Mikulicz. Kasia ukończyła  studia podyplomowe „Totalitaryzm-Nazizm-Holokaust”, zorganizowane przez Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau we współpracy z Uniwersytetem Pedagogicznym im. Komisji Edukacji Narodowej. Prowadzi zajęcia pozalekcyjne poświęcone problematyce ludobójstwa. Eksponuje w nich wątek obecności i dziedzictwa Żydów w polskiej kulturze. Zabiera młodzież na wyjazdy studyjne do oświęcimskiego muzeum. Wspólnie z Kazimierą Szczuką (również  uczy w SOS-ie języka polskiego) zorganizowały w Muzeum POLIN międzynarodową konferencję dla nauczycieli i edukatorów pt. „Uczyć o ludobójstwie”. Nasi uczniowie zaangażowali się w obsługę tego wydarzenia jako wolontariusze.
Wolontariat jest mocną stroną współczesnego SOS-u. Aktywność wolontariuszy animuje i koordynuje od lat katechetka, a zarazem terapeutka, Viola Zając RSCJ. Viola swego czasu zabierała do Oświęcimia zainteresowaną tematem ludobójstwa młodzież. Od pięciu lat  konsekwentnie wprowadza SOS-owych wolontariuszy do akcji społeczno-edukacyjnej Żonkile.  To akcja, której uczestnicy muszą sprostać niełatwym wymaganiom. Trzeba odbyć w Muzeum POLIN warsztaty wprowadzające w atmosferę żydowskiej Warszawy i w dramatyczne losy mieszkańców getta. A potem trzeba wyjść na ulicę i spotkać się z ludźmi. Bywa, że przechodnie zachowują wobec wolontariuszy rezerwę, bywa, że są nieżyczliwi lub wprost: agresywni. Zadaniem wolontariuszy jest: wręczać przechodniom żółte żonkile (kwiaty w tym kolorze przynosił pod pomnik Bohaterów Getta przez wiele lat uczestnik powstania w getcie, Marek Edelman) i z nimi rozmawiać. Jest to praca z ludźmi. Dla podopiecznych SOS, którzy często mają problemy w relacjach społecznych, praca z ludźmi nie jest prosta. Jest to również praca z pamięcią. A pamięć bywa pusta albo niewłaściwie zapisana. Praca z pamięcią jest niezwykle trudna. Wolontariusze z SOS-u dają jednak radę. Pomaga im w tym uśmiech i mały kwiatek: żonkil.
Napisałem: trzeba wyjść na ulice. No właśnie: co będzie z Żonkilami w tym roku? Co będzie z nimi dalej?







                                                                         Fotografie pochodzą z profilu fb MOS nr 1 SOS.




środa, 15 kwietnia 2020

Robi swoje



Tekst zamieszczony na blogu powinien spełniać dwa warunki. Pierwszym warunkiem jest ciekawa (a jeszcze lepiej: fascynująca) treść. Drugi warunek to atrakcyjna (a jeszcze lepiej: fascynująca) forma…
Ten tekst żadnego z tych warunków nie spełni. Mam do dyspozycji jedną fotografię. Przysłała mi ją 6 kwietnia Dominika Olesińska. - To jest Jarek Stankiewicz - napisała Dominika. Znam Jarka Stankiewicza, a dokładniej: znałem Jarka Stankiewicza. Sięgam do pamięci. Moja pamięć jest jednak jak przestrzelona śrutem patelnia. Co pamiętam? Kogo pamiętam? Sympatycznego i nieśmiałego człowieka, trochę przy tym zawadiackiego. Rozbrajający uśmiech ze sporą domieszką przekory (uporu?). Białą czapeczkę z miękkim daszkiem (wydaje mi się, że nigdy jej nie zdejmował). Tą czapeczką nawiązywał - nie wiem czy świadomie - do łotrzykowskich tradycji dawnej Pragi. Wszyscy go lubili, licznych potrafił rozśmieszyć. Mieszkał wtedy na Gocławiu. Trafił do SOS-u w roku szkolnym 1992/1993. Był z nami do roku 1996.
Na fotografii, którą dostałem od Dominiki, widzę otwarte drzwi do karetki ratującej życie. Przed drzwiami stoi postać opatulona od stóp do głów ochronnym, pomarańczowym kombinezonem. Plastikowy hełm z przyłbicą i maska skutecznie zakrywają twarz stojącego. Na dłoniach ma niebieskie rękawiczki. Palce prawej dłoni rozkłada w geście Churchilla na kształt litery „V”. Jego uśmiechu nie widać, ale pozostaje on w domyśle.
W jego postawie jest coś zawadiackiego. To coś przypomina Jarka. Bo to jest Jarek.  - Ano widzisz, - pisze Dominika. - tak. Jeździ karetkami. Jest ratownikiem medycznym. Szacun zawsze, a teraz…
Wierzę Dominice. Pamiętam Jarka. Wiem, po prostu wiem, że stawia się na każdy dyżur i robi swoje. To zawsze dużo, a teraz…


sobota, 4 kwietnia 2020

Słowa, które zmieniają świat

Październik albo marzec. Październik i marzec. Święto SOS-u odbywa się od lat raz albo dwa razy do roku. Nie sposób ustalić tego rytmu, nie sposób pamiętać wszystkie święta… Wiem, że był to rok szkolny 2017/2018. Moja głowa jednak nie może się zdecydować, czy był to październik czy marzec. Chyba jednak marzec… Stanęły przed nami dwie trzecioklasistki. Trochę onieśmielone, może nawet bardzo onieśmielone. A potem były już tylko słowa: dojrzałe i tak pięknie ze sobą połączone! Oryginalne. To był zachwycający czas. Warto go - choćby skrótowo - przypomnieć i utrwalić. Marto i Mirando. Dziękujemy i pozdrawiamy, gdziekolwiek jesteście!


Miranda Charęża


każdy kocha w odpowiedniej ilości
gwarantując dobraną na miarę jakość 
według dni, które zjada się we śnie
codziennie w namiętności czasu
oglądając kolejne pajęczynki obrazków
z zatrzasków między zdarzeniami
syczących w sercu i szczypiących 
brakiem proporcji 
jak ugryziony drzwiami palec


zasnęłam w ogrodzie oglądając
niebo i kontrast zieleni szczytów drzew
na samym środku 
z każdego początku osłonięta przed obcymi ludźmi i hałasem 
czułam się jak 
pulsujące serce trawy
jakbym zasypiała na wielkim zwierzęciu
na jego sierści pachnącej słońcem


-weź to wyrzuć
zebrałam w dłoń i wrzuciłam
do kosza na śmieci 
wysypało się kilka rzeczy
-to jest właśnie kwintesencja mojego bytu
-to nie jest kwintesencja twojego bytu tylko przepełniony śmietnik
-no właśnie


jestem na swoim miejscu 
pomiędzy wielkim nigdzie 
nie będzie mnie jutro 
na żadnym przyjęciu 
będę u siebie 
kochać 
zjem dwie kolacje 
i popatrzę 
nie będę spała




Marta Piotrowska

Wierszowany transwestyta

Raz jestem kobietą raz mężczyzną
Raz płcią męską raz piękną
Zmieniam stroje i naturę
Ubieram różne emocje
Czasem jestem elegancki
Czasem niezdecydowana

Mam odrębne spojrzenie na świat
Przemawia przeze mnie niejednolity pogląd
Staję się kim tylko chcę

Jedna niezmienna nić przeplatana milionem kłamstw
Żadna z tych person nieautentyczna
Mam puszczę kolorów w głowie
I nie zamierzam tego porządkować

Może to dar patrzeć z setek miejsc na raz
Przeszywam owadzim okiem każdy zakamarek zdarzeń
Lepkim odnóżem przenoszę odłamki zasłyszanych marzeń

Umieszczam wszystko w jednym wielkim worze
Z okazji świąt z tego jeden wiersz ułożę
Bałagan, któremu każdy przyklaśnie

Jak stary plastik potłukę ceramiczne dzieła
Drogą odzysku stworzę jedno ogromne ARCYdzieło
Nie segregując ze śmieci stworzę pełnoprawny byt

Skądś się biorą zasady
Nową będzie ich brak

Gdy ukierunkujesz wszystko po kolei niezgodnie ze sobą
Dojdziesz do tego absurdu
Zdarzy się coś zmieniającego postać rzeczy

Zburzysz budowlę lat
Z której wstanie i wzleci tęczowy piękny gigantyczny ptak
O rozpiętości skrzydeł według liczb, które prześladują cię w snach

Gdy będziesz tak spoglądać w niebo niczym niepełnosprytny na środku ulicy
Ktoś pstryknie ci zdjęcie z zaskoczenia
(Z opóźnieniem uśmiechniesz się sam do siebie
Jak przed chwilą zdmuchnięta świeca)

I zdasz sobie sprawę, że od tego dnia ciebie NIE MA
Kilka dni później zmienny człowieku
Zamkną cię w drewnianym pudle

Lepiej być jednolitym,
żeby życie było trochę nudne.

Fotografie z zasobów Facebooka.