środa, 15 kwietnia 2020

Robi swoje



Tekst zamieszczony na blogu powinien spełniać dwa warunki. Pierwszym warunkiem jest ciekawa (a jeszcze lepiej: fascynująca) treść. Drugi warunek to atrakcyjna (a jeszcze lepiej: fascynująca) forma…
Ten tekst żadnego z tych warunków nie spełni. Mam do dyspozycji jedną fotografię. Przysłała mi ją 6 kwietnia Dominika Olesińska. - To jest Jarek Stankiewicz - napisała Dominika. Znam Jarka Stankiewicza, a dokładniej: znałem Jarka Stankiewicza. Sięgam do pamięci. Moja pamięć jest jednak jak przestrzelona śrutem patelnia. Co pamiętam? Kogo pamiętam? Sympatycznego i nieśmiałego człowieka, trochę przy tym zawadiackiego. Rozbrajający uśmiech ze sporą domieszką przekory (uporu?). Białą czapeczkę z miękkim daszkiem (wydaje mi się, że nigdy jej nie zdejmował). Tą czapeczką nawiązywał - nie wiem czy świadomie - do łotrzykowskich tradycji dawnej Pragi. Wszyscy go lubili, licznych potrafił rozśmieszyć. Mieszkał wtedy na Gocławiu. Trafił do SOS-u w roku szkolnym 1992/1993. Był z nami do roku 1996.
Na fotografii, którą dostałem od Dominiki, widzę otwarte drzwi do karetki ratującej życie. Przed drzwiami stoi postać opatulona od stóp do głów ochronnym, pomarańczowym kombinezonem. Plastikowy hełm z przyłbicą i maska skutecznie zakrywają twarz stojącego. Na dłoniach ma niebieskie rękawiczki. Palce prawej dłoni rozkłada w geście Churchilla na kształt litery „V”. Jego uśmiechu nie widać, ale pozostaje on w domyśle.
W jego postawie jest coś zawadiackiego. To coś przypomina Jarka. Bo to jest Jarek.  - Ano widzisz, - pisze Dominika. - tak. Jeździ karetkami. Jest ratownikiem medycznym. Szacun zawsze, a teraz…
Wierzę Dominice. Pamiętam Jarka. Wiem, po prostu wiem, że stawia się na każdy dyżur i robi swoje. To zawsze dużo, a teraz…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz