poniedziałek, 31 stycznia 2022

Syreniaczka z prawilną licencją

Za pozwoleniem sianownej publiczności: oto pani Sylwia Węgłowska, przewodniczka po Warsiawie z prawilną licencją, pasjonatka historii i architektury syreniego grodu, miłośniczka warsiawskiej gwary i wszystkiego, co działo się kiedyś na warsiawskiej ulycy. Jak pojadziem na Pragie - tam znajdziem pani Sylwii parafie. I Wola - tyż jej parafia. Pikawkie ma za to pani Sylwia ogólnowarsiawską, więcej: arcywarsiawską. No i lekramy jej nie trza. To nie blaga. To nie przytrafunek. Kiepeła i pomyślunek. Cymes!



Pani Sylwia klawe robote uskutecznia. Co i rusz klajniaki do Słupnika i Zamku prowadzi. Drałują tyż na Starówkie. I o Bazyliszku im opowie. I pokaże tyż klajniakom, gdzie chawirowali Wars z Sawą. Potem podyrdają na Tamkie i tam im nawinie, o co ze Złotą Kaczką się rozchodzi. No i chwatit. A dla pryków - dłuższa rajza: pomniki i chawiry. I lafry u króla Stasia czy u króla Jana. A fajną ferajnę, to i na Podwiązki pani Sylwia poprowadzi albo na inszy park sztywnych, na ten przykład, na Woli. I jeszcze pokaże im jakiś niczegowaty krajowid. I każdy jest zadowolniony. Sikalafon!

Pani Sylwia wie, że Janusz I wolał chawire w Warsiawie od tej w Cziersku i że to on Zamek postawił i nową stolyce Mazurów muramy otoczył. I wie, że Janusz III to leser i podskakaniec. I fajnie o tym opowie. I na ulycy, i w muzeum, i w radio. Każdy pani Sylwii słucha: i syreniak, i gzymsik tyż. Każdego pani Sylwia zblatuje: i klajniaka, i podfruwajkie, i pryka.



Pani Sylwia z całą ferajną oblatanych klawiaków (Stowarzyszenie Gwary Warszawskiej) dba o warsiawską nawijkę - żeby każdy syreniak ją znał. I słownik ułoży i bajkie fajną napisze. A dla klajniaków rychtuje git edukancje. Bo klajniaki wszystkiego ciekawe. I one kochają Warsiawe. A Warsiawa - wiadoma rzecz - jest klawa. I pani Sylwia jest klawa! 



Fotografie pochodzą z profilu fb Stowarzyszenia Gwara Warszawska, z profilu fb Ekstraklasa Projekt i z innych zasobów Internetu. 




   

   

niedziela, 23 stycznia 2022

Mural jako sytuacja edukacyjna

Budynek szkoły, w której pracuję, tkwi w samym sercu miasta. Jego sylwetka  przypomina Ministerstwo Prawdy z „Roku 1984” albo - lepiej - Ministerstwo Magii z „Harrego Pottera”. Jego dziedziniec przywodzi na myśl więzienny spacerniak. Z kolei jego szare korytarze z przeszklonymi bulajami w drzwiach, wyglądają jak maszynownia potężnego  transatlantyka. Jest tak przytłaczający, że naprawdę trudno zajmować się w nim edukacją.



Próbuję przypomnieć sobie miejsca, w których wyzwala się potencjał edukacyjny. Dla dziecka bywa takim miejscem ogród. W każdej porze roku, ba, w każdej porze dnia, wygląda on inaczej. Kolory, zapachy, dźwięki. Ścieżki, rośliny, zwierzęta. Wszystkie te elementy za każdym razem układają się w inną całość. To doskonała okazja do poznawania świata i poszerzania jego granic. Wspaniałe miejsce inicjacji i integracji. Tu każdy dzień jest przygodą, nową zabawą, nową wyprawą. Fascynującą, emocjonującą, ale cały czas bezpieczną. Ogród to miejsce zdobywania wiedzy. Ogród rozwija wyobraźnię. Ogród wyzwala chęć życia. W chorobie przyspiesza proces zdrowienia. Ci z Was, którzy widzieli „Tajemniczy ogród” Agnieszki Holland (1993), wiedzą o czym mówię.

Dla nastolatka może być takim miejscem las. Las dysponuje tym wszystkim, co proponuje ogród, ale jest bardziej nieprzewidywalny. Jest też niemierzalny. Po prostu inna skala. Las potrafi zaskoczyć. Zmienna pogoda, plątanina ścieżek, obecność dzikich zwierząt - z tym wszystkim trzeba sobie poradzić. Przetrwać w lesie noc, przetrwać w lesie kilka dni: to prawdziwa sztuka. Sukces harcerstwa jako metody radzenia sobie w warunkach naturalnych, nie był przypadkiem. Las jest wyzwaniem. Również edukacyjnym. Zdobywanie wiedzy i doświadczenia jest w lesie jedyną możliwą opcją. Las rozwija  wyobraźnię. Daje zdrowie i chęć do życia.

Żyjemy w czasach, w których prawie wszyscy chcieliby być jak Janusz Korczak. Trzeba więc powiedzieć, że Korczak umiał wykorzystać edukacyjny potencjał ogrodu i lasu. Miało to miejsce w „Różyczce”, wawerskiej filii warszawskiego Domu Sierot. Tu dzieci miały codzienny dostęp do ogrodu. Stary Doktor organizował również dla nich wyprawy do lasu.

Jak przenieść te ogrodowe i leśne praktyki w samo serce miasta? Czy rzeczywiście jest to niemożliwe? Kiedy nie mamy dostępu do natury, wystarczyć musi odpowiednia o niej narracja. Ona może przypomnieć dziecinne i nastoletnie doświadczenia. Może oddziaływać na wyobraźnię…

Żyjemy w kulturze obrazkowej. Narracja oralna przegrywa z wizualną. Przykładem takiej wizualnej narracji mogą być wewnętrze murale. Zmieniają one wygląd i klimat wnętrza, oddziaływają na wyobraźnię, wypełniając ją treścią realistyczną i fantastyczną. Zapełniają szare i przygnębiające ściany kolorami. Zachęcają do aktywności i twórczości. Tę funkcję murali dobrze rozumie - do niedawna dyrektorka SOS-u - Beata Kojło-Boratyńska. Zaproponowała współpracę naszym dawnym uczennicom i absolwentkom, które działają, na mniejszą albo większą skalę, jako ilustratorki. Eliza Danowska, Jasmin Rosa Alahmad, Anna Becher dokonały interwencji w naszej przestrzeni. To, że szarość zastąpiły całe palety barw, to jedno. Drugie - równie ważne - że tkwiący w samym sercu miasta budynek nabiera dzięki tym muralom cech przestrzeni „nośnej” edukacyjnie. Chwała ilustratorkom! Oby tak dalej.






Fotografie pochodzą z profilu fb MOS nr 1 SOS.