Budynek szkoły, w której
pracuję, tkwi w samym sercu miasta. Jego sylwetka przypomina Ministerstwo Prawdy z „Roku 1984”
albo - lepiej - Ministerstwo Magii z „Harrego Pottera”. Jego dziedziniec
przywodzi na myśl więzienny spacerniak. Z kolei jego szare korytarze z
przeszklonymi bulajami w drzwiach, wyglądają jak maszynownia potężnego transatlantyka. Jest tak przytłaczający, że naprawdę
trudno zajmować się w nim edukacją.
Próbuję przypomnieć
sobie miejsca, w których wyzwala się potencjał edukacyjny. Dla dziecka bywa
takim miejscem ogród. W każdej porze roku, ba, w każdej porze dnia, wygląda on
inaczej. Kolory, zapachy, dźwięki. Ścieżki, rośliny, zwierzęta. Wszystkie te
elementy za każdym razem układają się w inną całość. To doskonała okazja do
poznawania świata i poszerzania jego granic. Wspaniałe miejsce inicjacji i
integracji. Tu każdy dzień jest przygodą, nową zabawą, nową wyprawą.
Fascynującą, emocjonującą, ale cały czas bezpieczną. Ogród to miejsce
zdobywania wiedzy. Ogród rozwija wyobraźnię. Ogród wyzwala chęć życia. W
chorobie przyspiesza proces zdrowienia. Ci z Was, którzy widzieli „Tajemniczy
ogród” Agnieszki Holland (1993), wiedzą o czym mówię.
Dla nastolatka może być
takim miejscem las. Las dysponuje tym wszystkim, co proponuje ogród, ale jest
bardziej nieprzewidywalny. Jest też niemierzalny. Po prostu inna skala. Las potrafi
zaskoczyć. Zmienna pogoda, plątanina ścieżek, obecność dzikich zwierząt - z tym
wszystkim trzeba sobie poradzić. Przetrwać w lesie noc, przetrwać w lesie kilka
dni: to prawdziwa sztuka. Sukces harcerstwa jako metody radzenia sobie w
warunkach naturalnych, nie był przypadkiem. Las jest wyzwaniem. Również
edukacyjnym. Zdobywanie wiedzy i doświadczenia jest w lesie jedyną możliwą
opcją. Las rozwija wyobraźnię. Daje
zdrowie i chęć do życia.
Żyjemy w czasach, w
których prawie wszyscy chcieliby być jak Janusz Korczak. Trzeba więc
powiedzieć, że Korczak umiał wykorzystać edukacyjny potencjał ogrodu i lasu.
Miało to miejsce w „Różyczce”, wawerskiej filii warszawskiego Domu Sierot. Tu
dzieci miały codzienny dostęp do ogrodu. Stary Doktor organizował również dla
nich wyprawy do lasu.
Jak przenieść te
ogrodowe i leśne praktyki w samo serce miasta? Czy rzeczywiście jest to
niemożliwe? Kiedy nie mamy dostępu do natury, wystarczyć musi odpowiednia o
niej narracja. Ona może przypomnieć dziecinne i nastoletnie doświadczenia. Może
oddziaływać na wyobraźnię…
Żyjemy w kulturze obrazkowej. Narracja oralna przegrywa z wizualną. Przykładem takiej wizualnej narracji mogą być wewnętrze murale. Zmieniają one wygląd i klimat wnętrza, oddziaływają na wyobraźnię, wypełniając ją treścią realistyczną i fantastyczną. Zapełniają szare i przygnębiające ściany kolorami. Zachęcają do aktywności i twórczości. Tę funkcję murali dobrze rozumie - do niedawna dyrektorka SOS-u - Beata Kojło-Boratyńska. Zaproponowała współpracę naszym dawnym uczennicom i absolwentkom, które działają, na mniejszą albo większą skalę, jako ilustratorki. Eliza Danowska, Jasmin Rosa Alahmad, Anna Becher dokonały interwencji w naszej przestrzeni. To, że szarość zastąpiły całe palety barw, to jedno. Drugie - równie ważne - że tkwiący w samym sercu miasta budynek nabiera dzięki tym muralom cech przestrzeni „nośnej” edukacyjnie. Chwała ilustratorkom! Oby tak dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz