niedziela, 31 października 2021

Walka ze smokiem (smogiem)

Czytam o rolnictwie regeneratywnym. O ile dobrze rozumiem to co czytam, ma ono umożliwić połączenie wytwarzania żywności  ze stopniową odnową terenów, zdegradowanych wskutek ekspansywnego charakteru dotychczasowej gospodarki rolnej. W rolnictwie tradycyjnym, do wytworzenia jednej kalorii w postaci pożywienia zużywa się od 15 do 50 kalorii w postaci paliw kopalnych (poprzez używanie taniego paliwa do maszyn rolniczych, proces produkcji, a potem stosowania nawozów sztucznych i chemicznych środków ochrony roślin, proces produkcji paszy dla przemysłowej hodowli zwierząt). Prowadzi to do nadmiernej emisji gazów cieplarnianych. A rolnictwo regeneratywne dąży właśnie do obniżenia zawartości gazów cieplarnianych w atmosferze. Jego znakiem firmowym jest ujemny ślad węglowy. Do stosowanych w jego ramach metod należą m. in.:

- uprawy bezorkowe

- łączenie produkcji zwierzęcej z roślinną

- rezygnacja z nawozów sztucznych i pestycydów

- redukcja nakładów pracy i kosztów związanych z wytwarzaniem żywności

- odbudowa zdolności gleby do magazynowania wody i materii organicznej.

Czytam i myślę, że rolnicy  regeneratywni są jak rycerze, którzy walczą ze smokami (w tym przypadku chodzi o gazowe smoki, może nawet o smogi). Takiego regeneratywnego rycerza mamy też w kręgach SOS-owych. Nazywa się Grzegorz Ciechomski.

Grzegorz w czasach wczesnego rzymowiecza prowadził w SOS-ie warsztaty bębniarskie. Młodzi uczyli się razem z nim naciągać bębny conga lub składać bongosy. No a potem bębnili. On też już wtedy grał na bębnach. Pasjonował się muzyką afrokubańską. Interesowała go i nadal interesuje kultura Ameryki Łacińskiej, a w szczególności jej literatura i muzyka.

Studiował w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Jest leśnikiem ze stopniem magistra i dyplomem inżyniera. Odziedziczył po rodzicach gospodarstwo rolne w Płoniawach. Płoniawy położone są niecałe dwie godziny jazdy samochodowej z Warszawy w kierunku północnym. Trzeba jechać przez Pułtusk i Maków Mazowiecki.

Od lat zajmuje się tym gospodarstwem, z czasem coraz intensywniej. 9,2 hektara ziemi (1,5 to grunty rolne, reszta – las) nie daje szansy na bardzo intensywną działalność. Ale Grzegorz robi, co może. Ma wizję i to bardzo interesującą. Chciałby tworzyć gospodarstwo ujemne emisyjnie, samowystarczalne i dochodowe. Koncentruje się na glebie. Nie oddrzewia pastwisk. Wręcz przeciwnie Dzięki rotacyjnym wypasom kurczaków i owiec świniarek na zadrzewionych pastwiskach, skutecznie dba o glebę. 

Zwierzęta nie zjadają całej roślinności, ale ją zadeptują. Powstaje warstwa darni. Grzegorz jest w ten sposób w stanie zwiększać zawartość próchnicy w glebie, nawet o 1% w ciągu 1-2 lat. Wzmacnia się obieg pierwiastków w glebie, a ona sama staje się dzięki temu porowata i bardziej wydajna. 

Gospodarz jest w stanie prowadzić na tej glebie biointensywną uprawę warzyw, osiągając nawet czterokrotne plony z każdej grządki w sezonie! Paleta uprawianych warzyw jest bardzo różnorodna. 



Regeneratywny sad dostarcza gospodarstwu własne owoce.

Grzegorz nie tylko rozwija własne gospodarstwo. W ramach Fundacji Transformacja działa na rzecz stworzenia w Polsce zrównoważonego i ujemnego emisyjnie systemu żywnościowego. Bierze udział w pracach Forum Suwerenności Żywnościowej, prowadzi działalność popularyzatorską i edukacyjną. W swoim gospodarstwie (od jakiegoś czasu nosi ono nazwę La Fuente) organizuje dni otwarte. Wymienia doświadczenia z rolnikami z innych regionów Polski.

Prowadzi też własną kuźnię. Kowalstwo jest kolejną z jego pasji, ale i też wyuczonym zawodem. Projektuje i wykonuje meble, drzwi, bramy, ogrodzenia, schody, balustrady, kraty, furtki, poręcze i inne ozdobne elementy kute. 

Kiedy to robi, zapytacie? Nie wiem, może ma jakąś inną regeneratywną koncepcję dnia, doby i tygodnia.


Fotografie pochodzą z profilów fb Grzegorza Ciechomskiego i Gospodarstwa La Fuente.



















sobota, 23 października 2021

1985

To właśnie w tym roku na ekrany kin weszły dwa kultowe filmy. Mam na myśli „O-bi o-ba” Piotra Szulkina i „Nadzór” Wiesława Saniewskiego. 


W 1985 „Depeche Mode” grali na Torwarze.

 Zbigniew Religa dokonał pierwszej udanej transplantacji serca. Sfinalizowano proces zabójców księdza Jerzego Popiełuszki. Karę poniósł jednak miecz, a nie ręka. 

W tym roku do więzienia trafili też Władysław Frasyniuk, Bogdan Lis i Adam Michnik. Skazano dwóch wikariuszy z Włoszczowej. Popierali młodych, którzy umieścili krzyże w salach swojej szkoły. Do Warszawy zjechali przywódcy państw Układu Warszawskiego. Zapachniało starzyzną.

 Rząd generała Wojciecha Jaruzelskiego wycofał się z drastycznych podwyżek cen. Premierem został potem Zbigniew Messner. W Krakowie rozpoczął działalność Ruch „Wolność i Pokój”.

  W SOS-ie kończyła się pionierska epoka Jacka „Jaca” Jakubowskiego. Ośrodek przejął po nim Michał Olszański.

Nie powiem, abym pamiętał dokładnie rok 1985. Lata osiemdziesiąte zlały się w mojej głowie w jedną całość. Składają się na nią stratowane przez ZOMO nadzieje solidarnościowego karnawału, nieustanne organizowanie potrzebnych do życia artykułów, wszechobecna szarość, ale też i uroki wewnętrznej emigracji. Kiedy jednak zobaczyłem na stronie „Warszawski Zaułek” fotografię przedstawiającą przystanek autobusowy w Alejach Jerozolimskich obok hotelu „Forum” (w tamtych czasach ani przystanek, ani rondo nie miały swojej nazwy), ożyły wspomnienia. Jak się okazuje, nie tylko moje…

Siódemka sosersów. Co robili w roku 1985?

Krzysztof ma 28 lat. Rozstał się właśnie z miejscem pracy, którym był… Szkolny Ośrodek Socjoterapii (w 1979 zdał w SOS-ie maturę). Już wkrótce podejmie pracę przy ulicy Hożej, a z ukazanego na zdjęciu przystanku będzie jeździł do domu.

Ja mam 22 lata. Studiuję historię (zakładając, że fotografia pokazuje jesień 1985, jestem na czwartym roku). Moim studiom towarzyszy przekonanie, że nigdy nie będę nauczycielem. W roku 1992 zacznę uczyć w SOS-ie. I ten proceder uprawiam do dziś.

Kamil (8 lat) chodzi już do podstawówki. Warunki, w których mieszka, zmuszają go do palenia w piecu kaflowym. Właśnie został sam. Za kilka lat trafi do SOS-u.

Ania (7 lat) wierzy, że zostanie zakonnicą. Na przystanek vis a vis Rotundy przyjeżdża i będzie przyjeżdżać autobusem 175. Zakonnicą nie zostanie, ale uczennicą SOS-u owszem.

Agnieszka (6 lat) właśnie kroczy dumnie do „zerówki”. Jest przekonana, że szkoła to fajna rzecz. Bardzo szybko się z tego przekonania wyleczy. Po dziesięciu latach będzie już w SOS-ie.

Łukasz przychodzi właśnie na świat i nie zna na razie swoich przekonań. Sosersem zostanie na początku XXI wieku.

Michał jeszcze się nie urodził. Będzie musiał poczekać, aż dorosną jego rodzice (na razie mają po 13 lat). SOS ukończy w roku 2018.

Jeden rok, siedmiu ludzi, jeden SOS. I całe bogactwo życia.


Fotografie pochodzą z zasobów Internetu.








poniedziałek, 18 października 2021

Praca z trudnym materiałem

W tym przypadku nie mam żadnych problemów z faktografią. Internet podaje mi wszystko na tacy…

Dzięki Internetowi wiem, że Teresa Pastuszka Kowalska urodziła się w roku 1960 w Kolonii Piaski. Ukończyła Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych im. Józefa Szermentowskiego w Kielcach. Będąc najzdolniejszą absolwentką na swoim roku, otrzymała medal, a wraz z nim stypendium w Leningradzie, ale wyjazdu na stypendium odmówiła. W latach 80. studiowała w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, na Wydziale Rzeźby, w pracowni Gustawa Zemły. Akademię również ukończyła z wyróżnieniem. Od prawie ćwierć wieku pracuje jako nauczycielka i instruktorka zajęć plastycznych w Młodzieżowym Ośrodku Socjoterapii nr 1 SOS w Warszawie. Wykłada też w Wyższej Szkole Ekologii i Zarządzania w Warszawie. Jest rzeźbiarką. W przedsięwzięciach artystycznych współpracuje z mężem, Dariuszem Kowalskim.

Dzięki Internetowi wiem, że KODAR czyli Dariusz Kowalski urodził się w tym samym 1960 roku. Ukończył Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych im. Józefa Szermentowskiego w Kielcach. Przez  rok studiował w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Poznaniu. W latach 1981-1985 odbył studia w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Akademię ukończył z wyróżnieniem. Przez siedem lat był nauczycielem zawodu w Warszawskich Zakładach Kamienia Budowlanego „Kambud”. W latach 1993-1996 prowadził zajęcia artystyczne w Młodzieżowym Ośrodku Socjoterapii nr 1 SOS w Warszawie. Zabierał młodzież na plenery. Podobnie jak Teresa, został wykładowcą. Kierował trzema galeriami sztuki. Często podejmował się funkcji kuratora bądź komisarza wystaw. Jest rzeźbiarzem. W przedsięwzięciach artystycznych współpracuje z żoną, Teresą Kowalską.

Patrząc na ich życiorysy, można powiedzieć, że biegły niemal równolegle. Natomiast w historii SOS-u Darek i Teresa doskonale się uzupełnili. On przygotował grunt. Ona dopełnia dzieła. W życiu również się uzupełniają.

Zjechali pół świata. Liczba indywidualnych wystaw każdego z nich dawno przekroczyła trzydziestkę. Podejrzewam, że otrzymanych nagród nie są już w stanie zmieścić w mieszkaniu.

Teresa jest mistrzynią statycznej rzeźby portretowej. Dariusz rewelacyjnie pokazuje postacie w ruchu. Sporo pracują razem. Jedną z ich specjalizacji jest rzeźba sakralna. Chrystus, Matka Boża (połączeni również w Pietę), postacie archaniołów i świętych… 

Uprawiają też sztukę sepulkralną. Stworzyli wiele ważnych pomników. Zawędrowały one aż do USA (pomnik Ronalda Regana w Doylestown) i Syrii („Brama dialogu-kultura arabska” w Swaidzie). Teresa jest autorką pomnika księdza Jerzego Popiełuszki, zlokalizowanego przy kościele świętego Stanisława Kostki w Warszawie. Darek zrealizował w niemieckim Menden pomnik „Z ducha Wolności”. Ich pomniki odświeżają pamięć historyczną, utrwalając bitwę pod Myszyńcem (1863) lub zmagania o przyczółek warecko-magnuszewski (1944). W tej kategorii rej wodzi niewątpliwie uroczy „Pojedynek Bohuna z Wołodyjowskim”. Można go podziwiać w Babicach Starych. Daniem firmowym Kowalskich jest wtopiony w przestrzeń miejską pomnik Agnieszki Osieckiej na warszawskiej Saskiej Kępie.




Aktualnie Kowalscy to dynastia. Synowie poszli drogą rodziców. Filip Amadeusz i Ksawery Teodor tworzą jednak na własny rachunek.

Teresa najchętniej tworzy rzeźby z ceramiki i marmuru, Dariusz najczęściej wykorzystuje brąz. To bardzo trudne materiały. Im jednak się podporządkowują. Oboje poszukują w swej twórczości prawdy o człowieku i jego życiu.

 Umiejętność kształtowania trudnego materiału i prawda o życiu, ważne są również w pracy dydaktycznej i wychowawczej. Darek i Teresa są mocni i wyraziści. Lgną do nich młodzi o pokrzywionych życiorysach i uzyskują pomoc w ich prostowaniu. A cóż może być ważniejszego niż dobrze wykonana praca z ludźmi?


P.S. Wystawę prac Darka i Teresy z ostatnich trzech lat, można oglądać do końca października w Promie Kultury” na warszawskiej Saskiej Kępie.


Fotografie pochodzą z zasobów Internetu.










sobota, 9 października 2021

Cokolwiek uczyniliście...

Nigdy w życiu nie głodowałem. Nigdy nie brakowało mi wody. Owszem, zdarzyło mi się parę razy zanocować pod gołym niebem, ale to było latem. Nigdy więc nie groziło mi, że zamarznę. Kiedy chorowałem, zawsze w pobliżu znalazł się jakiś lekarz. Nie umiem wczuć się w sytuację ludzi, którzy znaleźli się w ekstremalnych sytuacjach…

Czytałem jednak sporo relacji. Mam też do dyspozycji powtarzane po wielokroć rodzinne opowieści. Te o tułaczkach z 1939 czy 1944 roku. Również te o ucieczce z zagarniętej przez bolszewików Rosji.

W przeczytanych i zasłyszanych opowieściach pojawia się motyw przekraczanej granicy i związanych z tym obaw oraz niebezpieczeństw. We wczesnym dzieciństwie te obrazy poruszały moją wyobraźnię. No i teraz do mnie wróciły. Od kilku tygodni pojawiają się w Internecie poruszające sceny. Sceny przerażenia i poniżenia. Skulone i tulące się do siebie postacie. Strach w oczach dzieci. I całe mnóstwo mundurów. A za tymi scenami idą pytania. Coraz trudniejsze. Czy rzeczywiście odpowiedzialność za to, co się dzieje, ponosi wyłącznie białoruski satrapa? Czy przestępcze powiązania niektórych spośród przekraczających granice, są uzasadnieniem dla tak radykalnych działań, jak push-backi? Dlaczego nie można udzielić podstawowej pomocy tym, którzy jej potrzebują?



Pytań jest oczywiście więcej. Każdy, kto myśli i czuje, zadaje ich sobie sporo. Odpowiedzi na te pytania poszukiwaliśmy wspólnie, podczas debaty, do której doszło w SOS-ie w ostatni czwartek, tj. 7 października. Tradycja debat i rozmów jest u nas bardzo długa. Ze wzruszeniem przeglądam migawki z dyskusji z Markiem Kotańskim, która odbyła się w SOS-ie przeszło trzydzieści lat temu. Na Rzymowskiego również dyskutowaliśmy. Zwłaszcza w  trudnych chwilach, kiedy ludzie szukali rozeznania. Razem szukać go łatwiej…

W czwartkowej debacie głos zabierali Alicja, Julka, Oliwia, Viola, Zuzia, Bartek, Dan, Krzysztof, Norbert, Patryk i Zbyszek. Inni aktywnie słuchali. W roli eksperta wystąpił Antek. Wiadomo, dyskusja nie może zmienić sytuacji ludzi, uwięzionych pomiędzy Polską a Białorusią. Może jednak pomóc nam w zrozumieniu ich sytuacji. Może nas na ich sytuację uwrażliwić. Może pomóc wypracować pomysły konkretnych działań. Takie działania zresztą już w SOS-ie trwają. Koło wolontariatu, zainspirowane przez Antka, zorganizowało we wrześniu zbiórkę rzeczy potrzebnych uchodźczyniom z podwarszawskich ośrodków. Jurek i Gosia wspomagają mieszkańców ośrodka mieszczącego się w Łukowie. Oby inicjatyw w tej dziedzinie było więcej.

Fotografie pochodzą z profilu fb Mikołaja Kiembłowskiego i ze strony fb MOS nr 1 SOS.