sobota, 20 sierpnia 2022

Przemoc, Żyrardów i siła szpularek.

Centrum Praw Kobiet przeciwdziała przemocy wymierzonej w kobiety. Broni  ich przed dyskryminacją. Stara się objąć kompleksową pomocą kobiety, które padły ofiarą przemocy, które były dyskryminowane, których prawa były łamane. CPK organizuje dla nich konsultacje prawne i psychologiczne, doradza im w sprawach zawodowych, asystuje im podczas rozpraw sądowych, w razie potrzeby szuka dla nich bezpiecznego schronienia. Dąży do wprowadzenia zmian w prawie korzystnych dla ofiar przemocy i dyskryminacji. Rozwija działalność edukacyjną, prowadząc warsztaty i szkolenia oraz przygotowując publikacje. Stara się zwalczać stereotypy i uprzedzenia związane z płcią - w końcu mają one ogromny wpływ na życie wielu kobiet. Postuluje podmiotowość pokrzywdzonych kobiet w procesie tworzenia rozwiązań prawnych i instytucjonalnych, które miałyby chronić ich prawa i wolności na przyszłość. 

Działalność Centrum Praw Kobiet rozwija się na ogół w dużych miastach. Ma ono swoje oddziały w Warszawie, Krakowie, Łodzi, Poznaniu, Wrocławiu i Gdańsku. Wiadomo: setki tysięcy mieszkańców. Ale żeby tak stworzyć filię CPK w mieście 40-tysięcznym, na przykład w Żyrardowie? To trudne do wyobrażenia. A jednak Żyrardów ma swój oddział CPK, bo Żyrardów ma Ingę Lipińską, która tym oddziałem od roku 2018 kieruje!

Mogę sobie tylko wyobrazić, ile barier środowiskowych musiała pokonać. Jak  musiała się napracować, żeby zdobyć zaufanie osób i całych środowisk. Musiał być to długotrwały proces. Jak ulał, pasuje tu hasło ze szkolnych podręczników: praca u podstaw. Inga wydaje się być świetnie predysponowana do tego rodzaju działalności. Życzliwa ludziom, a jednocześnie gotowa do zwarcia, zadziorna. Ciepła, ale uparta. Gotowa do nowych wyzwań, a zarazem mocno obstająca przy swoim systemie wartości. Nie lubi siedzieć cicho. Ćwierć wieku temu, w czasach szkolnych, z trudem przychodziło jej korzystanie z klasycznych technik uczenia się. Była jednak ambitna. Chłonęła wiedzę. Lubiła wiedzieć więcej. I rzeczywiście wie dużo. Również w czysto „sos-owej” dziedzinie, jaką jest psychologia relacji. Czy myśmy wtedy zauważyli, że Inga tak sprawnie, klarownie i dobitnie pisze? Nie pamiętam. Ale teraz to po prostu wiem:

 

„Niestety nie wszystkie miałyśmy szczęście wychowywać się w atmosferze bezwarunkowej miłości i akceptacji. Dla tych, które jej nie zaznały w dzieciństwie, dorosłe życie to poszukiwanie tych dwóch jakże pięknych i podstawowych uczuć. Dla nich jesteśmy często w stanie zrobić dosłownie wszystko, nawet wejść w związek oparty na przemocy. Bo przecież ktoś, kto podnosi rękę, bywa też miły, szarmancki, cudowny. Chcemy wierzyć, że faktycznie teraz już będzie dobrze, ze zrozumiał i będzie inaczej. Niestety to tylko etap „miesiąca  miodowego”, czyli jedna z faz przemocy. Minie. Kiedyś wróci. Po eskalacji przemocy, aby kolejny raz mamić i czarować. Przypomnieć, jak bardzo chcemy miłości, jak cudownie czuć się, choć przez chwilę, kochaną i ważną. Będzie tak wracać, bo taki jest cykl przemocy. Wprawdzie faza miesiąca miodowego będzie coraz krótsza, aż zaniknie. Ale dopóki się zdarza, może zaspokoić głód. A głodny zje nawet ze śmietnika.”

 

Inga nie tylko wysłuchuje na każdym z dyżurów w żyrardowskiej siedzibie CPK przy ulicy Żeromskiego trudnych, „przemocowych” historii. Swego czasu potrafiła znaleźć sposób na  samą siebie. Teraz dzieli się nim z innymi kobietami:

 

„Zajmuję się arteterapią ponad pięć lat. Świadomie. Wcześniej sama ją sobie robiłam, nie mając pojęcia, że jest to terapia sztuką. Po prostu szukałam sposobu odreagowania trudnej sytuacji życiowej. Nie dawałam rady w realiach i czułam, że albo coś zrobię, albo oszaleję. To dało mi kopa, aby się odważyć. Bez żadnego wykształcenia plastycznego, z przekonaniem, iż jestem zupełnie nieuzdolniona plastycznie. Okazało się, że umiem. Maluję na ścianach, na płótnie, na materiałach. Robię piękne rzeczy ze „śmieci”- wykorzystuję to, co normalnie wylądowałoby na wysypisku. Ozdobiłam dekupażem prawie całe mieszkanie. Robię tatuaże. Ciągle się uczę. Jestem spełnioną i szczęśliwa kobietą.”

Formą pracy, w której Inga czuje się jak ryba w wodzie, są zajęcia warsztatowe. Tak było też na ostatnim Pol’and’Rock Festival w Czaplinku.

Nie tylko w aktywności artystycznej dostrzegła walory terapeutyczne. Żyrardów to miasto z przeszłością. Przemysłową przeszłością. Były tu zakłady lniarskie, swego czasu największe w Europie. I tak po nitce do kłębka: od zakładu do szpularek. Szpularki to kobiety ciężkiej, kiepsko płatnej pracy. Musiały sobie radzić z trudną codziennością. Walczyły o lepsze jutro dla swoich dzieci. Czasem, zdesperowane, strajkowały. Wielu współczesnych żyrardowian pochodzi z ich rodzin, Mamy więc lokalną tradycję. Mamy też historyczny kontekst dla Strajku Kobiet z 2020 roku, w którym Inga brała aktywny udział.  


Zaczęły się projekty związane ze szpularkami. We współpracy z  Grupą Artystyczną Teraz Poliż żyrardowska filia CPK realizowała  w roku 2020 projekt „Szpularnia. Archiwum Historii Mówionej”. Celem projektu było stworzenie, z udziałem mieszkańców Żyrardowa, opowieści inspirowanej żyrardowskim strajkiem szpularek z 1883 roku. Potem przyszły inne pomysły. W roku 2022 powstało (z inicjatywy Ingi) stowarzyszenie Siła Szpularek, które zamierza zająć się poprawą wizerunku i sytuacji grup żyjących na obrzeżu społeczeństwa.

Inga, dzięki doświadczeniom ze szpularkami wie już, jak potężną siła może być lokalna i rodzinna tradycja.

 

Dopytywanie całej rodziny o wspomnienia i powiązania z zakładami lniarskimi, dało mi sporo do myślenia. Jeszcze więcej: ściana milczenia, na którą się przy tym natknęłam. Szczątkowe informacje o tragediach rodzinnych, tak bardzo ukrywane przede mną do tej pory, pokazały mi kontekst emocjonalnego chłodu, przekładanego z pokolenia na pokolenie. A wizyty w muzeum, teksty, rozmowy przybliżyły mi straszne realia. Warunki, w których kobiety w mojej rodzinie żyły od kołyski poprzez pracę aż po grób. Wszystko to było powiązane w jakiś sposób z zakładami, bo w Żyrardowie inaczej się nie dało. Przez cały czas badań odnosiłam nowo pozyskane informacje do własnego drzewa genealogicznego, po kolei składając w całość strzępki historii rodzinnych. Tych, których do tej pory postrzegałam jako zimnych, mogłam wreszcie zrozumieć. Wiedziałam dlaczego tacy się stali. Ich dzieci podejmowały takie, a nie inne decyzje, bo ich rodzice przeszli to, o czym się dowiedziałam. I tak kilka pokoleń ludzi bardzo krzywdzonych, dało mi geny. Wszystko ma swoją przyczynę.

 

Trauma, milczenie i podporządkowanie się przemocy, mogą odkładać się w kolejnych pokoleniach. Ale może być również tak, że dziedziczymy po przodkach godność, dumę i umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Inga Lipińska wybrała drugą opcję. A Wy?




Fotografie pochodzą z różnych zasobów Internetu.











poniedziałek, 1 sierpnia 2022

Wojowniczka z Trzebnicy

Przyjechała do nas z Bochni. Niełatwo było jej odnaleźć się w SOS-ie. Trzymała się  swoich zasad. Miała ogromną siłę przebicia i ogromny głód sprawiedliwości. Oczekiwaliśmy od niej, że wejdzie w SOS-ową krainę łagodności. Nie była na to gotowa. „Nosiło” ją. Robiła sporo zamieszania. Ale uczyła się ambitnie. Brała udział w akcjach społecznych. Uczestniczyła we wszystkich możliwych wyjściach i wycieczkach. Ukończyła liceum i zdała maturę. Był rok 2012.

Wspominała szereg razy, że trenuje sztuki walki. Nikt jednak nie przywiązywał do tego w SOS-ie większej wagi. Po jej maturze kontakt zresztą się urwał. Nie wiedzieliśmy, że robi błyskawiczną sportową karierę… A w Wikipedii to wiedzieli: „Barbara Nalepka (…) polska kickbokserka, zawodniczka MMA oraz brazylijskiego jiu-jitsu. Medalistka zawodów ADCC, medalistka Mistrzostw Polski Cavalcanti w MMA, grapplingu, formule K1 oraz brazylijskim jiu-jitsu. Zwyciężczyni turniejów Mistrzostw Polski ALMMA oraz ogólnopolskich turniejów w brazylijskim jiu-jitsu. Brązowa medalistka Mistrzostw Polski w kickboxingu 2014.” 

Wikipedia odniosła się przede wszystkim do amatorskich wyczynów Basi, nie aktualizując jej kolejnych zwycięstw.  Ona sama tak podsumowała (w udzielonym w tym roku wywiadzie) swoje osiągnięcia: „ - A więc, najważniejszy i w sumie najciężej zdobyty, to właśnie brąz na Mistrzostwach Świata we Włoszech z tamtego roku (formuła low kick, waga 52 kg - przyp. LSZŚ). (…) Jestem mistrzynią Polski K1 Pro Am z poprzedniego roku, wielokrotną mistrzynią Polski w formułach low kick i K1, zdobywczynią Pucharu Świata, Europy i Polski. Walczyłam dla wielu federacji, m.in. w Chinach i 16 razy (!) w Tajlandii. Z tych 16 pojedynków na stadionach na Pattaya oraz Phuket wygrałam 14.”. Ksywka „Shogun”, jak widzimy, nie pojawiła się przypadkiem!

Przez całe lata specyfiką jej kariery była swoista wielonurtowość: sprawdzała się w walkach MMA, submission fighting, w brazylijskim jiu-jitsu oraz w kickboxingu. Stosunkowo drobna i szczupła (wzrost 162 cm, waga 57 kg), „mieściła” się na ogół w wadze muszej i koguciej. Rywalki coraz bardziej obawiały się jej „cepów”, „lujów” i kopnięć. W roku 2021 została nagrodzona nagrodą HEROS w kategorii „walki zawodowe”. HEROS to najważniejsza i najbardziej prestiżowa polska nagroda, przyznawana zawodnikom mieszanych sztuk walki.

Życie fighterki nie jest jednak usłane różami. „ - Los rzucał mi tylko kłody pod nogi, ale się nie poddałam, mimo iż były już bardzo ciężkie chwile.” Oprócz sukcesów przyszły bowiem problemy zdrowotne: groźna kontuzja karku i utrudniające realizację sportowych planów skomplikowane złamanie ręki. Z czasem przestała angażować się we wszystkie możliwe przedsięwzięcia, ograniczyła też liczbę walk MMA i jiu-jitsu. Czuje się przede wszystkim kickbokserką. Woli walkę w „stójce” od „tarzania się” po ziemi. 

Od lat związana jest z klubem Fighter Wrocław, w którym nadal przygotowuje się do zawodów. Od 2019 r. ma swój własny klub. Jest nim GKS Fighter Trzebnica. Bo Basia nie tylko walczy. Dzieli się również umiejętnościami i doświadczeniem (przygotowanie teoretyczne zdobyła, studiując w latach 2012-2015 wychowanie fizyczne w Warszawskiej Szkole Edukacja w Sporcie). Doceniły ją już za to władze Trzebnicy. 

Tworząc klub, dała sobie na podjęcie decyzji 20 minut. Prowadzi treningi z kickboxingu dla kobiet, nastolatków i dzieciaków. Podobnie, jak we wszystkich innych działaniach, jest zaangażowana „na maksa”. Jeździ ze swoimi podopiecznymi na wszystkie możliwe zawody. Nie oczekuje od nich zwycięstw, oczekuje serca do walki. Zależy je na tym, żeby kobiety czuły swoją wartość i żeby młodzież wiedziała, że można znaleźć ciekawsze zajęcie niż zaczepianie ludzi pod sklepem. Stworzenie młodym szansy: jakie to bliskie misji SOS-u! Może więc łączy nas z wojowniczką z Trzebnicy znacznie więcej, niż mogłoby się w pierwszej chwili wydawać?



Fotografie pochodzą z różnych zasobów Internetu.