wtorek, 27 lipca 2021

Małgorzata Przyszłość: highly energetic women.

Chętnie piszę na tym blogu o tym, czym się kto zajmuje. W przypadku Małgorzaty Gąsiorowskiej lista aktywności jest naprawdę imponująca. W ciągu ostatnich dwóch dekad udzielała się jako:

- kulturoznawczyni

- filmoznawczyni

- animatorka kultury

- kuratorka wydarzeń kultury

- menadżerka kultury

- producentka

- kompozytorka

- piosenkarka

- instrumentalistka

- rysowniczka

- trenerka

- coacherka 

- koordynatorka projektów unijnych

- specjalistka komunikacji i PR

- praktyczka ekonomii społecznej

- doradczyni kooperatywnego biznesu.

Powtórzcie proszę tę listę z pamięci! Ja nie jestem w stanie. Spróbuję natomiast uporządkować opowieść o Małgorzacie. Nie wiem, czy mi się uda, bo to opowieść wielowątkowa. Urodziła się w ważnym 1980 roku. Wychowała się na warszawskiej Pradze. Nie mogła być chyba bardzo grzeczną dziewczynką, skoro dwa ostatnie lata liceum spędziła w SOS-ie. Również w SOS-ie, w roku 2000, zdała maturę.

Bardzo wcześnie związała się z ruchem feministycznym. Jako kierunek studiów wybrała kulturoznawstwo. Studiowała w Instytucie Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Zaliczyła też gender studies. W roku 2007 napisała i obroniła pracę magisterską o wizerunku kobiet-wojowniczek we współczesnych przekazach medialnych. Praca ta ukazała się później w formie książkowej.

Zatrudniała się w różnych miejscach. Jej aktualnym miejscem pracy jest Centrum Kultury Filmowej.

Mogła pójść w kierunku działalności naukowej. Żywiołowy temperament sprawił jednak, że  weszła na drogę rozwoju artystycznego. W środowisku niezależnych twórców jest znana jako Małgorzata Przyszłość. Współtworzyła teatr Komuna Warszawa.

 Skomponowała muzykę do spektaklu „Deadline” (reżyseria: Piotr Borowski). Stworzyła pomysł spektaklu upamiętniającego stulecie przyznania praw wyborczych kobietom żyjącym w Polsce („Zjazd Tajny”, reżyserka: Marta Ziółek). Wyżywa się jako wokalistka i instrumentalistka. Weszła w skład zespołów PAST, the Fight i Raduga. 

Raduga jest ostatnio na fali. Zespół działa w składzie: Katarzyna Chudzyńska-Szuchnik (bass and voc), Małgorzata Przyszłość (vocal and synth), Paweł Slavik (guitar) i Tomasz Suchy Ramone (drums). Grają w klimatach „postpunku i falowych brzmień”. Ich koncerty cieszą się sporym zainteresowaniem. Przygotowali płytę z 10 autorskimi utworami. Ukaże się ona wkrótce w niezależnym wydawnictwie Antena Krzyku.

Swoje doświadczenia muzyczne Małgorzata wykorzystała, prowadząc w ramach Akademii Praktyków Kultury zajęcia z wokalne i raperskie w zakładzie poprawczym dla dziewcząt w Falenicy.

Lubi trzymać rękę na pulsie. Dlatego wykreowała i tworzy (w formie bloga) niezależny informator warszawski „InfoTrouble”.

Sprawdza się w działaniach organizacyjnych. Współtworzyła niezależny dom kultury UFA. Współorganizowała festiwal Fem Fest. Przygotowała cykl spotkań i pokazów filmowych skupionych na historii XX wieku pn. „Obrazy Historii”. Była producentką widowiska „Pilecki. Ucieczka do Wolności”.

Prawdziwie rewolucyjnym przedsięwzięciem Małgorzaty i grona jej przyjaciół był hostel spółdzielczy „Emma”. Powstał przy ulicy Wilczej 25 w Warszawie jako przedsięwzięcie Spółdzielni Socjalnej „Warszawa”. Przygotowania rozpoczęły się już w roku 2008. Pełną parą hostel ruszył dwa lata później. Nazwa hostelu nawiązywała do ważnej postaci z przełomu XIX i XX wieku. Emma Goldman była pisarką. Głosiła idee anarchistyczne i feministyczne.

„Emmą” zarządzano horyzontalnie. Małgorzacie przypadła w udziale rola papierowej prezeski spółdzielni. W deklaracji programowej twórcy hostelu stwierdzali: Zależy nam, aby nasi goście i nasze gościnie czuli i czuły się u nas komfortowo i przyjemnie. Mamy nadzieję, że zapewni Wam to miła obsługa, przyjemny wystrój i przyjazny charakter hostelu. Ważnym jest dla nas, aby hostel był przyjazny dla wszystkich osób bez względu na płeć, orientację seksualną, kolor skóry, wiek, niepełnosprawność czy status prawny. W założeniach Emma miała być miejscem wolnościowym i równościowym. Postawiono również na ekologię. Łóżka wykonano z drewnianych odpadów. Używano biodegradowalnych środków czystości. Żywność nabywano w ekogospodarstwach. Kawa i herbata mogły pochodzić wyłącznie ze sprawiedliwego handlu. Noclegi w Emmie miały być dostępne dla wszystkich i względnie tanie. Można się domyślić, że trudno było pogodzić ambitne i szlachetne założenia z niskimi kosztami przedsięwzięcia. Emma przetrwała kilka lat. Małgorzata nie zraziła się jednak do idei społecznej ekonomii. Od roku 2012 jest ambasadorką Sieci Przedsiębiorczych Kobiet. Wiedzę zdobytą w okresie zarządzania „Emmą” wykorzystuje w działalności popularyzacyjnej i doradczej. W roku 2019 instruowała uczniów SOS-u, jak mogą założyć spółdzielnię socjalną.

Można oczywiście naśmiewać się z obciążających budżet założeń kooperatywnego biznesu. Myślę jednak, że Małgorzata Przyszłość przeciera drogę w słusznym kierunku. Bo albo będziemy żyli w zgodzie z naturą, albo nie będziemy żyli wcale. Albo będziemy solidarni z innymi ludźmi, albo ich i nas nie będzie.




Fotografie pochodzą z różnych zasobów Internetu. 

wtorek, 6 lipca 2021

Zen i sztuka obsługi aparatu fotograficznego

Od pewnego czasu pracuję nad portretem absolwenta (albo niedoszłego absolwenta) SOS-u z lat 70. i 80. Części składowe chyba już mam: bunt, skłonność do ryzykownych zachowań, eksperymenty ze środkami zmieniającymi świadomość, związki z kontrkulturą, kontakty z opozycją demokratyczną, fascynacja amerykańską literaturą, zainteresowanie filozofią Wschodu. Górskie wędrówki (pobyty na Warmii bądź Mazurach), próby własnej twórczości (poezja). No i dużo, dużo muzyki: folk, rock, punk rock, jazz.

W jakich proporcjach powinienem to wszystko zmieszać? Niestety, nie wiem. Też żyłem w tamtych czasach. Byłem jednak grzecznym dzieckiem. Rosłem według schematów  mieszczańskiego domu. Niedaleko padłem od jabłoni.

Myślę, że powinienem szukać konkretów. No i mam konkret. Krzysztof Kazimierczak był w SOS-ie w latach 1975-1979. Co ciekawe, w myśl przyjętej ex post periodyzacji, SOS nie był jeszcze wtedy SOS-em. Mówimy o SOS-ie prehistorycznym (Alicja Dźwigaj nazwała go żartobliwie pregrocholitem). Był to zarazem SOS „lotny”. Klasa Krzysztofa urzędowała w kolejnych, mniej lub bardziej nadających się do nauki szkolnej miejscach: jeden z budynków szpitalnych przy Nowogrodzkiej, opalany węglem domek przy uliczce Czubatki na Polu Mokotowskim, pomieszczenia uniwersyteckiego Wydziału Psychologii przy Stawki, zakamarki Teatru „Stara Prochownia” na Nowym Mieście. Przyznacie, że to zróżnicowana ścieżka szkolna. W czwartej klasie Krzysztof trafił do Centrum Kształcenia Ustawicznego przy Noakowskiego i dopiero owo centrum miało coś wspólnego ze szkołą.

Opowieść Krzysztofa o jego szkolnych czasach ukaże się już wkrótce w formie fotocastu. W tym poście próbuję napisać o nim jako o człowieku. Zadanie jest karkołomne. Źródła ograniczają się dla mnie do jednej, dwugodzinnej rozmowy i stałego podgląd profilu fb. To mało, bardzo mało. Ale: rozmowa była fascynująca, a profil fb jest nietuzinkowy. Czuję, że ten post  powinien powstać.

Krzysztof przez większość życia zajmował się książkami. Nie stworzył żadnej instytucji. Nie maszeruje w pierwszym szeregu żadnego z hałaśliwych ruchów społecznych. Jak sam o sobie powiedział, nie zmienia świata, tylko go obserwuje. Czyta. Medytuje. Dokonuje wyborów. Swoim wyborom pozostaje wierny. Ważnym jego wyborem jest troska o środowisko naturalne. Ma w sobie wrażliwość na krzywdę i niesprawiedliwość, niezależnie czy dotyka ona ludzi czy zwierzęta. Pamięta również o skrzywdzonych w przeszłości. Stawia na demokrację i różnorodność. Od lat angażuje się w działania społeczeństwa obywatelskiego.

W jego prywatnej galerii ulubionych postaci wysoką pozycję zajmują buddyjscy mnisi oraz Mahatma Gandhi. Znalazło się tu również miejsce dla Jacka Kuronia i Lecha Wałęsy. Jeśli walka, to „non violence”. Podejrzewam, że chętnie zanuciłby z Jankiem Kelusem (którego przecież lubi):

„nad brzegiem siedź i czekaj,

bez kija i bez wiosła,

aż trup twojego wroga,

w dół rzeka będzie niosła

czasami umiesz siedzieć,

jak radził stary mędrzec

czasami popchniesz rzekę,

by popłynęła prędzej”

Dostrzega i tworzy szczególny związek człowieka ze światem. Cieszy się z półgodzinnej medytacji na morskim brzegu. Zaznajamia półtorarocznego wnuka ze światem („Piotrze, oto świat. Świecie, oto Piotr.”). Zbliżamy się tu do kwestii buddyjskiej duchowości, ale tego tematu - z braku kompetencji - nie podejmę.

Dużo fotografuje. Obiektem tej artystycznej ekspresji bywa miasto.


Fotografuje też po prostu naturę.

Jest w tym człowieku nadzieja. Z pewnością nie jest to nadzieja z gatunku tych tanich. Może chodzi o taką nadzieję, jak u Leonarda Cohena (kolejny jego ulubieniec):

       „I mocniej nas zwiąż
             I bliżej weź
             W zabójczych ubraniach
             Wszystkie dzieci twe
             W świetlistych łachmanach
             Gotowe na kaźń
             I zakończ tę noc
             Jeśli wola Twa.”



Fotografie pochodzą z profilu fb Krzysztofa Kazimierczaka.