sobota, 25 września 2021

Daleko od jabłoni?

Nie wierzę nekrologom. Ból i przerażenie, które towarzyszą ludzkiej śmierci, nie sprzyjają szczerości. Jej miejsce zajmuje zwykle niepotrzebny patos. Przekonanie, że „o zmarłym nie można mówić źle” również robi swoje.

Nekrologi poświęcone zmarłej dziesięć lat temu Zosi Ochab są jednak inne. „(…) Jej prostota, skromność, wierność, dzielność, towarzyszyły mojemu życiu od kołyski”. „(…) była uosobieniem   skromności, dobroci, szlachetności, otwartości na świat, ludzi i sztukę.”. „Z ogromnym żalem dowiedziałyśmy się o śmierci (…) naszej dobrej, wspaniałej Zosi”. „Była dla nas wzorem profesjonalizmu, z zazdrością podziwialiśmy Jej miłość i oddanie drugiemu człowiekowi” (to przyjaciele ze „starego” SOS-u). „Wspaniała wychowawczyni, nauczycielka – mieliśmy szczęście być Jej kolegami” (współpracownicy z „Siedemnastki”). Podpisuję się pod każdym słowem. I nie mam nic do dodania.

Zastanawiam się tylko, jak to się stało, że osoba wychowana we „wszystkomającym” domu komunistycznego dygnitarza (kiedy Edward Ochab, po proteście przeciw antysemickim wystąpieniom Władysława Gomułki, zrezygnował z funkcji partyjnych i państwowych i został odstawiony na boczny tor, miała już 25 lat) podjęła pracę w eksperymentalnej szkole, w której ludzie czynnie związani z Solidarnością zajmowali się zwalczającą system młodzieżą. Może nie ma w tym takiej wielkiej zagadki? Wiadomo, że Maryna Ochab chodziła do jednego liceum z Adamem Michnikiem i związała się ze środowiskiem komandosów. Można przyjąć, że również jej starsza siostra towarzyszyła narodzinom ówczesnej opozycji. Myślę jednak, że nie chodziło o znajomości, lecz o chęć pomocy innym. I nie wiem, czy była ona wyniesiona z domu czy z szerszego środowiska.

Zosia ukończyła Wydział Elektryczny Politechniki Warszawskiej. Przygotowanie miała więc inżynierskie, a nie nauczycielskie. Nie był to problem, bo, jak mówi Jacek Jakubowski, do SOS-u nie przyjmowało się ludzi „skażonych” szkolną praktyką. Nie jestem pewien, czy lubiła matematykę. Wszystko wskazuje na to, że bardziej interesowała się sztuką. Ucząc matematyki, eksponowała jednak te cechy swojego charakteru, które tak bardzo podobały się uczniom: uważność, cierpliwość, gotowość do wspólnego rozwiązywania problemów.

Mocno angażowała się w pracę wychowawczą. Miała w tej dziedzinie pewną specjalizację. Opowiadała kiedyś o tym, że prowadząc klasę wspólnie z Kaliną Kobylińską, zauważyły, ze Kalina skuteczniej pomaga osobom psychopatycznym, a ona - neurotycznym. I tak już zostało. Była gotowa do upadłego bronić rozrabiających uczniów. Nie oznacza to braku zasad. Wręcz przeciwnie. Absolwenci SOS-u wielokrotnie wskazywali na nią jako na swój autorytet w kwestiach etycznych.

Pogodna, łagodna i uśmiechnięta. Jej łagodność kończyła się jednak, gdy spotykała się z ksenofobią  i pogardą dla drugiego człowieka. Nie potrafiła ich zrozumieć. Reagowała wtedy gniewem i oburzeniem. Wyrosła w polsko-żydowskim domu. Miało to chyba wpływ na przyjmowaną przez nią perspektywę. Kibicowała renesansowi kultury żydowskiej w Polsce. Przyznawała jednak, że trudno jej  zrozumieć powroty żydowskich przyjaciół do judaizmu.

Po wielu latach pracy w SOS-ie, nauczycielską karierę kończyła w Siedemnastce. Będąc na emeryturze, zajęła się ukochaną fotografią. Miała w tej dziedzinie niemałe możliwości. Pojawiła się jednak choroba nowotworowa i nie zostawiła Zosi zbyt wiele czasu. W roku 2011, na 30-lecie SOS-u, przygotowano wystawę jej fotografii. Nie doczekała otwarcia tej wystawy. 


                                                                                                   Fotografie pochodzą z zasobów grupy fb SOS.












 


sobota, 11 września 2021

Prawdą między oczy


Sam nie wiem, o co chodzi z tą Karoliną. Szkoła, studia, praca, mąż, dom, syn… W pierwszej chwili, w jej życiorysie wszystko wydaje się takie zwyczajne i oczywiste. O czym tu pisać? – zapytacie. No tak, ale gdybyśmy przyjrzeli się temu „wszystkiemu” z bliska, już takie oczywiste nie będzie. Szkoła szkołą, ale była to szkoła w SOS-ie i całkiem poważne zapasy młodej osoby z tym, co do nas w posagu przyniosła. Nie wiem, czy to właśnie wtedy wyszlifowała ten hart ducha, którym się i dziś odznacza. Możliwe, że tak. Mocny charakter miała od początku. Sam niejednokrotnie tego doświadczyłem, kiedy dawała mi odpór ze swojej pierwszej ławki. Charakter na tyle mocny, że potrafiła niewygodną prawdę rzucić w twarz całej społeczności. Dawniej nazywało się to odwagą cywilną. Czy dzisiaj się jakoś nazywa, nie wiem. Było też wiadomo, że jeśli Karolina czegoś się uczy, to tak na serio, do końca. Z maksymalnym zaangażowaniem.

No to, o co chodzi z tą Karoliną? Czy najważniejszą jej cechą jest pracowitość? Ważną z całą pewnością. Wchodząc do SOS-u oznajmia, że zupę już ugotowała i natychmiast zabiera się do roboty. Nie przerwie, dopóki nie skończy. Dzienniki i IPET-y zawsze ma na czas. Sytuacja szkolna uczniów z jej klasy? Pod kontrolą. Terapie i wizyty lekarskie podopiecznych? Ogarnięte. Zupełnie, jakby nie była w SOS-ie.

Może chodzi zatem o jej niepożytą energię, która udziela się uczniom do tego stopnia, że potrafią w ciągu jednego popołudnia przemalować swoją salę? A może o dar komunikacji „bez nawiasów i zawijasów”? Tu już sprawa jest dyskusyjna. Niewątpliwie, ten rodzaj komunikacji jest skuteczny. Ceni go sobie spora cześć uczniów. Ale ci (rzadziej młodzi, częściej dorośli), którzy muszą przejść przez wszystkie „ą” i „ę”, a potem przesączyć bułkę przez bibułkę, mają Karolinie jej bezpośredniość i niewyparzony język za złe. Tym bardziej, że nadal ma zwyczaj mówić dokładnie to, co myśli. I to nie wszystkim się podoba.

Więc o co, do cholery, chodzi z tą Karoliną? Może najbardziej chodzi o jej młodzieńczą werwę i o to, że wszędzie jej pełno? O to w jaki sposób się rusza? A może o ten łobuzerski uśmiech? O kąśliwe z pozoru uwagi, tak naprawdę pełne życzliwości? A może chodzi o to, że po prostu jest sobą? Najbardziej chyba wtedy, kiedy pojawia się przed szkołą, w charakterystycznej czapeczce, z kubkiem kawy i papierosem w dłoni. Bardzo żałuję, że nie widzę takiej sceny na żadnej znanej mi fotografii. Ale Wy sosersi, może macie taką fotografię w swoich zasobach? Ktoś coś? Zostawiam miejsce pod tym tekstem. 

Fotografie Karoliny Makowskiej pochodzą z profilu  fb MOS nr 1 SOS oraz SOS w KOMIE.