czwartek, 30 czerwca 2022

Dwa razy wyklęty

W prehistorii SOS-u pojawia się cała galeria barwnych postaci. Wiele opowieści z tamtych czasów prowadzi nas do postaci szczególnie wyrazistej - do Andrzeja Jaczewskiego. Trudno jednak ukonkretnić jego udział w początkach SOS-u. Nieco światła rzucił na tę sprawę Ojciec Założyciel. W opublikowanej ostatnio książce (Jac Jakubowski, Sytuacja  edukacyjna, Grupa TROP, Warszawa 2022) pisze, że Jaczewski kierował Poradnią Higieny Szkolnej (w innych przekazach ta placówka pojawia się jako Stołeczna Poradnia Medycyny Szkolnej). Poradnia mieściła się przy ulicy Nowogrodzkiej, w niewielkim budynku, stanowiącym część zabudowy Szpitala Dzieciątka Jezus. Kierownik przychodni udostępnił zagracony strych tego budynku grupie młodych psychologów, zapalonych do pracy z trudną, zagrożoną uzależnieniem młodzieżą. W 1972 roku na strychu powstał klub (w niektórych relacjach pojawia się nazwa „Nasz Klub”). Już wkrótce klub kipiał twórczością. Fatalne doświadczenia jego podopiecznych, związane z próbami powrotu do oficjalnego systemu szkolnego, doprowadziły autorów przedsięwzięcia do pomysłu utworzenia własnej szkoły. Andrzej Jaczewski miał plan: trzeba powołać do życia oddział przyszpitalny, a przy nim powstanie szkoła. I ten plan zrealizował. Łatwo powiedzieć „zrealizował”. Każdy, kto wie cokolwiek o decyzyjnej inercyjności epoki gierkowskiej, będzie miał świadomość, jakie to było trudne. A przecież sam Jaczewski nie należał do pokornych funkcjonariuszy PRL-u. Co najmniej dwa razy trafił do grona wyklętych…   

Kiedy wybuchła II wojna światowa miał dziesięć lat. Uczył się na tajnych kompletach. Wstąpił do Szarych Szeregów. Po wojnie uczestniczył w odbudowie struktur harcerskich. Zaangażował się również w działalność podziemną w tzw. Grupie Krzysztofa. Aresztowany i sądzony (w tym procesie zapadły trzy, a wykonane zostały dwa wyroki śmierci). Po zwolnieniu z więzienia ukrywał się, aż do amnestii w 1947 r. Potem wrócił do pracy harcerskiej. Został hufcowym w Inowrocławiu, później na warszawskim Żoliborzu. Ale nie było mu po drodze z demolowaną przez stalinistów organizacją młodzieżową. W 1949 r. usunięto go ze Związku Harcerstwa Polskiego. Nie zmieścił się w oficjalnym nurcie życia społeczno-politycznego.

Podejmując się badań nad seksualnością, Jaczewski przekroczył również tabu społeczno-obyczajowe. Stał się (obok Mikołaja Kozakiewicza, Michaliny Wisłockiej i Kazimierza Imielińskiego) współtwórcą polskiej seksuologii. Jako jedyny z profesjonalnych recenzentów „Sztuki kochania” Wisłockiej, przewidział wielki sukces tej książki. A sprzedała się ona w nakładzie siedmiu milionów egzemplarzy! Jej autorkę przez wiele lat odsądzano jednak od czci i wiary. W tamtych czasach seksuologów traktowano jako, mniej lub bardzie groźnych, zboczeńców. W tym przypadku odium obciążało również recenzenta.

Podjęcie tematyki seksualności było, w przypadku młodego lekarza, logiczną wypadkową wykształcenia, zainteresowań i drogi zawodowej. Ukończył studia medyczne, uzyskując specjalizację drugiego stopnia w dziedzinie pediatrii i medycyny szkolnej. Kierował oddziałem pediatrycznym szpitala powiatowego w Gorlicach. Przez wiele lat pracował jako lekarz szkolny w XLI LO im. Joachima Lelewela w Warszawie. W 1956 roku wrócił do pracy harcerskiej i kontynuował ją do 1985 roku. Prowadził w Akademii Medycznej (pod kierunkiem profesorów Władysława Szenajcha i Zofii Lejmbach) badania nad rozwojem i wychowaniem seksualnym dzieci i młodzieży. Skończyły się one doktoratem. Potem przyszedł czas na habilitację. Od 1962 roku prowadził w Wydziale Pedagogicznym Uniwersytetu Warszawskiego wykłady z higieny szkolnej. Zainicjował i zorganizował Katedrę Biologicznych Podstaw Rozwoju i Wychowania. W  ramach tej katedry, będąc jej kierownikiem, prowadził przez dziesięć lat seminaria dla wykładowców swojego przedmiotu na innych uczelniach. Zredagował, wielokrotnie wznawiany, podręcznik akademicki biologicznych podstaw rozwoju i wychowania. W 1989 roku uzyskał tytuł profesora nauk humanistycznych. Przez 17 lat pracował też jako wykładowca w uniwersytecie w Kolonii. Popularyzował tam wiedzę o metodach pedagogicznych Janusza Korczaka.

Droga Jaczewskiego, to nie tylko praktyka lekarska, praca z młodzieżą i kariera naukowa. Jego wielką misją była popularyzacja wiedzy biomedycznej, seksuologicznej i pedagogicznej. Organizował odczyty dla rodziców. Od 1960 r. przez 28 lat prowadził w Telewizji Polskiej comiesięczne audycje dla szkół w ramach nauki o człowieku, w tym cykl  „Sprawy 15-latków”. Od połowy lat 60., na łamach miesięcznika PCK „Jestem”, publikował przez niemal trzy dekady felietony z cyklu „Kultura seksualna”. Pod koniec życia sięgnął po nowocześniejsze narzędzia: blog „Cicer cum caule” i podcasty na facebookowym fanpage’u!

Wydał 39 książek, z czego część była wielokrotnie wznawiana i tłumaczona na języki obce. W 1970 roku pojawiła się pionierska monografia „Erotyzm dzieci i młodzieży”. Prawdziwymi hitami stały się książki popularne „O dziewczętach dla dziewcząt”, „O chłopcach dla chłopców” i „O dojrzewaniu”. W 2014 roku ukazała się pozycja podsumowująca jego pracę i badania: „Seksualność dzieci i młodzieży. Pół wieku badań i refleksji”.

W ciągu swego życia wiele razy odegrał rolę prekursora. Podczas praktyki lekarskiej w Gorlicach użył, jako pierwszy w Polsce, metody kroplówki w leczeniu małych dzieci. Jako szkolny lekarz w „Lelewelu” prowadził pionierskie lekcje uświadamiania seksualnego. W tym czasie zwrócił uwagę na „postępującą dysharmonię pomiędzy przyspieszonym dojrzewaniem biologicznym i seksualnym młodzieży przy równoczesnym opóźnieniu jej dojrzewania psychicznego, co nazwał „zjawiskiem rozszczepienia dojrzewania”. W końcu lat 60. wspierał utworzenie pierwszej w Polsce poradni rodzinnej dla młodzieży, zajmującej się poradnictwem seksuologicznym, antykoncepcją oraz zwalczaniem uzależnień. Pokierował tą poradnią (to ona stała się kolebką SOS-u). Prowadził w niej badania naukowe, m.in. na temat przyczyn samobójstw młodzieży szkolnej. Opracował „koncepcję całościowego ujęcia zjawisk patologii i niedostosowania społecznego”. Teoria ta wzbudziła zainteresowanie za granicą. Badania jednak przerwano. Tak, czy inaczej, Jaczewski do dziś uznawany jest w pedagogice za autora teorii rozszczepienia dojrzewania i teorii wirażu rozwojowego. 

Był założycielem i prezesem Towarzystwa Zdrowia Seksualnego. Już na emeryturze zorganizował pierwsze w Polsce Podyplomowe Studium Wychowania Seksualnego (przy Wydziale Pedagogicznym UW). Został pierwszym kierownikiem tego studium. Prowadził, jako jeden z pierwszych, wykłady „na odległość” za pośrednictwem kanału edukacyjnego „Edusat”.

Wśród licznych nagród i odznaczeń, które zdobył, na uwagę zasługuje przyznana mu przez koloński uniwersytet „Human Award 2016”, w uznaniu jego wkładu dla rozwoju społeczno-emocjonalnego i dla wartości, jakimi można żyć, tworząc związki wzajemności: między Zachodem, Wschodem, Północą i Południem, ludźmi młodymi i starymi, osobami sprawnymi i niepełnosprawnymi, ludźmi żyjącymi w potrzebie i w wygodzie.

Pełen radości życia, ostatnie swoje lata spędził w swoim domu w Ropkach, w Beskidzie Niskim. Utrzymywał cały czas kontakty z przyjaciółmi. Pracował. Andrzej Jaczewski. Człowiek, bez którego SOS by nie powstał albo miałby zupełnie inny kształt. 


Fotografie pochodzą z różnych zasobów Internetu.













































  

środa, 15 czerwca 2022

Gdzie leży Mariupol

 jeszcze dzierżymy ruiny świątyń widma ogrodów i domów
jeśli stracimy ruiny nie pozostanie nic

  Nie ma już Mariupola. Obrócili go w ruinę barbarzyńcy. Nie ma już Mantasa Kvedraviciusa. Pozbawili go życia zbrodniarze. Nie zniszczyli jednak jego filmów. Nakręcony w 2016 roku „Mariupolis” wprowadza nas w świat mariupolskich snów. Milczy natomiast o pełnej ruchu codzienności przemysłowego miasta. Nie wiem, co pokazuje „Mariupolis 2”. Kvedraviciusa zabito podczas pracy nad tym obrazem. Stało się to w końcu marca 2022 roku. Film udało się dokończyć. Surowy materiał zmontowała żona reżysera.      

Nie umiem zrobić filmu o Mariupolu. Wyszukałem w Google Grafice fotografie miasta. Nieudolnie je skadrowałem, wydrukowałem i umieściłem na korkowej tablicy, która wisi w pracowni historycznej w SOS-ie. Tam nad Morzem Azowskim nie ma już Mariupola. U mnie jest.

Nie da się bronić tezy o urodzie tego miasta. Z fotografii wynika, że poziom jego organizacji przestrzennej jest raczej niski. Tym bardziej porusza mnie to, że Ukraińcy tak długo bronili Mariupola. Zresztą o pięknie można myśleć różnie, a Mariupol wyposażony jest we wszystko, czego po mieście przeciętnej wielkości spodziewać by się można. 

Są tu blokowiska i domki jednorodzinne. Azowstal współzawodniczy z portem w dostarczaniu miejsc pracy. Dodajmy do tego wszędobylskie tramwaje (pokazany w „Mariupolis” przystanek tramwajowy przypomina przystanki tramwajowe aglomeracji śląskiej z lat 70. ubiegłego wieku). Co do bytowej oferty miasta Marii (chodzi o Marię Fiodorówną, żonę cara Pawła), mamy tu szkoły wszystkich szczebli, włącznie z wyższymi, świątynie różnych wyznań, obiekty sportowe i tak interesująco sportretowany w „Mariupolis” teatr. 

Do tego dużo wody: morze i ujście płynącej przez obwód doniecki rzeki Kalmius. I jeszcze wiele innych ważnych rzeczy.

Na koniec wrócę do Zbigniewa Herberta:

Zbyt stary żeby nosić broń i walczyć jak inni -

wyznaczono mi z łaski poślednią rolę kronikarza

zapisuję - nie wiadomo dla kogo - dzieje oblężenia


Kadry filmów Kvedraviciusa pochodzą z różnych zasobów Internetu.







 

sobota, 4 czerwca 2022

Kalinin-świat

To jasne, że piszę ten tekst poruszony wiadomością o jej śmierci, jednak nie jest to tekst okolicznościowy Szczerze mówiąc, nie planowałem pisać o Kalinie. Założenia tego bloga (są tacy, którzy twierdzą, że nie ma on żadnych założeń) kierują uwagę czytelników ku jednostkowym lub zbiorowym dokonaniom w skali makro bądź mikro. A koncentracja na dokonaniach nie doprowadzi nas do Kaliny.  Gdyby jednak skupić uwagę na kwestii wpływu na innych ludzi, wtedy od razu zobaczymy Kalinę jako postać niezwykłą.

Oddajmy głos sosersom: 

Ech....druga połowa lat 80. … znosiła mnie z uśmiechem.

Kalina, wspominałam Cię tak często przez te 28 lat... tyle mądrych rzeczy mi powiedziałaś... dziękuję, że mogłam Cię poznać.  

Kalina była jedną z ważniejszych osób w moim życiu i dzięki niej, jako nauczycielowi, ale bardziej przewodnikowi życiowemu, stałem się tym kim jestem, a nie np. narkomanem w ośrodku.

Warto sobie uświadomić, że nie są to laurki od grzecznych dzieci z dobrej szkoły. To wypowiedzi ludzi, którzy byli w tamtych czasach młodzi i mocno zbuntowani!

W SOS-ie nazywano ją Siekierą. Wyrażała się jasno i dobitnie. Stawiała granice, których nie dało się rozciągnąć. Niepokornej młodzieży było to potrzebne. Zakwestionowanie autorytetu instytucjonalnego wiązało się - wbrew pozorom - z głodem autentycznego autorytetu. Ona miała go w nadmiarze. Była czytelna. Szczególnie dla osób psychopatycznych. Uchodziła za specjalistkę w dziedzinie psychopatologii. Wkraczała z interwencją tam, gdzie innym wychowawcom opadały ręce. Tę jej skuteczność miałem okazję obserwować we wczesnych latach 90. W wyniku rozłamu, który nastąpił w społecznej Dwudziestcepiątce, jej klasa trafiła do społecznej Siedemnastki. Przyjeżdżała tam raz-dwa razy w tygodniu. Trudno jest prowadzić klasę z doskoku. Ona to umiała. Kiedy po korytarzach Siedemnastki roznosiła się wieść, że przyjechała Kalina, dziewczyny z jej klasy potrafiły chować się gdzie popadło, nawet w toalecie. Był to jednak tylko rodzaj zabawy. Dobrze wiedziały, że „opieprz”, który za chwilę zbiorą, rzeczywiście im się należy. Była dla nich kimś na tyle ważnym, że znosiły bez szemrania wszystko, nawet kąśliwe uwagi o „myśleniu macicznym”.

Stawiała na kompetencję. Dążyła do niej. To nie przypadek, że dawny podopieczny określa ją jako nauczycielkę, a nie jako wychowawczynię. Widać to również w drugim okresie jej zawodowego życia, zwłaszcza podczas wieloletniej pracy w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Była merytoryczna i pomocna innym. Podobnie działo się z jej blogiem. Na kolejne posty „Kalinin-gradu” czekały dziesiątki i setki jej przyjaciół. Bardzo sprawnie napisane, krótkie, przynosiły kompetentne informacje na temat zarządzania domem i robótek ręcznych. Ktoś powie: jakie to banalne. Ale jakie potrzebne! No i recenzje. Książki, audiobooki, filmy i seriale. Z wszechobecnego chłamu umiała wydobyć prawdziwe perły. Była kopalnią wiedzy i poradnią kulturalną w jednym.

Czytelnicy bloga pytają:  

Kto będzie teraz robić na szydełku na drutach? Kto będzie pięknie pisać o sztuce, filmach, książkach? Kto będzie walczyć z firmami komputerowymi, z pocztą, hydraulikami?

Ciężko będzie zaczynać tydzień bez Kalinin-gradu, skąd teraz mam wiedzieć, co przeczytać, jaki film zobaczyć, a na co szkoda czasu???

Podobno nie ma ludzi niezastąpionych. Czy aby na pewno?



Fotografie pochodzą z profilu fb Kaliny Kobylińskiej, Miśki Ochab i z bloga "Kalinin-świat".