sobota, 26 listopada 2022

Oko patrzy sercem

Przyszła na świat w Jastarni. Jej dzieciństwo i wczesna młodość rozegrały się na kilku uliczkach tego sennego (oczywiście poza sezonem) miasteczka. Ale morze nie było senne, a ona była jak morze: szybka, impulsywna, hałaśliwa. Generowała pomysły w tempie ostrzału artyleryjskiego. Nie miała większych szans zmieścić się w typowym szkolnym schemacie. Za to bardzo szybko zawierała znajomości. Pewnego razu, podczas wakacji, poznała na plaży Elę Jurgę. Słuchała jej opowieści o SOS-ie. A po wakacjach się w SOS-ie pojawiła (tak głosi legenda, ona sama twierdzi, że usłyszała o SOS-ie pod warszawskim Barbakanem). 

W naszych ramach też trudno było jej się zmieścić. Ale swą barwną historię zapisała u nas mocną kreską. Ani przez chwilę się z nią nie nudziliśmy. I ona nie lubiła się nudzić. Nie marnowała czasu. W wolnych chwilach rysowała albo malowała. Jej ulubionym motywem było studium ludzkiego oka. Ksywka „Oko” nie powstała przypadkiem! W jednej z sal budynku przy Rzymowskiego (tak, tak, przeszła z nami z grocholitu do rzymowiecza) wyznaczyła portretami ludzkiego oka trzy strony świata. Niezwykle malownicze oko pozostawiła też na drzwiach pokoju nauczycielskiego (110). Przetrwało ono ponad dwadzieścia lat, aż do przeprowadzki na Różaną. Zajmowała się też w tamtych czasach teatrem, co może potwierdzić Maja Kardaszewska.

Lubiana. Uczuciowa.  Wierna w przyjaźni. Tej wierności doświadczyła, w krańcowej dla siebie sytuacji, nasza psycholog Asia Ryba (Ożarowska). Błyskawicznie nawiązuje kontakt z ludźmi, niezależnie od ich wieku. Ma dla nich wiele uwagi. Otwiera dla nich serce.

Po SOS-ie „Oko” zajmowała się różnymi sprawami. Praca, rodzina, w rzadkich wolnych chwilach: nieplanowane podróże. Studia zostawiła na później. Wróciła do nich całkiem niedawno. Ukończyła pedagogikę (a może psychologię, nie jestem pewien), a związaną ze studiami praktykę odbyła… w SOS-ie. Pracę magisterską poświęciła człowiekowi, jego egzystencji i sytuacjom granicznym. Musiała przyswoić trudne teksty Karla Jaspersa, Emanuela Levinasa i Józefa Tischnera. Poradziła sobie z tym zadaniem wyśmienicie. Chodzą słuchy, że ostatnio podjęła studia filologiczne (anglistyka). Jej wielką pasją stały się też treningi karate. Zdobyła błękitny pas.

Słucha muzyki, od zawsze. Różnej muzyki, od punka po klasykę. Śpiewa od zawsze. A że nie boi się wyzwań, postanowiła sprawdzić się w repertuarze klasycznym. Nie ma muzycznego wykształcenia. Musiała wziąć lekcje śpiewu, żeby ustawić głos. Z filmu o Andrei Bocellim „Muzyka ciszy”, można dowiedzieć się, ilu wyrzeczeń wymaga intensywna nauka śpiewu. Rytm życia, jak u wyczynowego sportowca. „Oko” dopięła swego. Została śpiewaczką.  - Dlaczego muzyka klasyczna? - zastanawiała się w wywiadzie z 2017 roku. „ - Ponieważ jest to najlepszy gatunek muzyki, aby prawidłowo nauczyć się śpiewać. Lubię trudne rzeczy. Potraktowałam to jako wyzwanie. Lekkie przeboje na pewno lepiej się sprzedają, ale nie są tak ciekawe. Zawsze podziwiałam ludzi, którzy starają się przełamywać własne ograniczenia, robiąc coś więcej. Dlatego zdecydowałam się na operę, w której cały czas szlifuję swój warsztat. Myślę, że ten proces będzie trwał nadal, gdyż zawsze jest coś do poprawy.” 

W roku 2015 nagrała płytę „Arie i Pieśni”. Zamieściła na tym krążku utwory m. in. Wolfganga Amadeusza Mozarta, Fryderyka Chopina czy Ignacego Jana Paderewskiego. Płyta zaczyna się od „Ave Maria” Giulia Cacciniego. Utrzymana jest „w poważnym i dostojnym klimacie”. Dobór kompozycji pomyślano tak, aby „przełamać standardy zadumy”. „Oko” szybko poszła za ciosem i zgłosiła się do telewizyjnego show „Must Be The Music”. Kosztowało ją to masę nerwów. Opłaciło się - i Elżbieta Zapendowska, i Olga „Kora” Jackowska, i Tymon Tymański, byli w jej przypadku na „tak”.

Jednak to nie kariera była jej celem. Postanowiła śpiewać  nie dla siebie a dla ludzi. I jest w tej kwestii konsekwentna. Występuje na imprezach samorządowych (cytat: „powiat pucki może pochwalić się śpiewaczką operową”) i kościelnych. Zwykle w celach charytatywnych. Zwykle w ramach inicjatyw Stowarzyszenia Otwartych Serc S.O.S., którego jest aktywną członkinią. Chętnie występuje w hospicjach. Współpracuje m. in. z warszawską Fundacją Hospicjum Onkologiczne, gdzie koncertowała w roku 2019. Marzy jej się powrót do puckiego hospicjum pod wezwaniem świętego ojca Pio, w którym zaśpiewała w roku 2014. Każdy z jej koncertów daje konkretną radość słuchaczom, a beneficjentom wymierne wsparcie finansowe. Dla podopiecznych hospicjów jej piękny śpiew jest też zaopatrzeniem na drogę.

Współpracowała również z działającą od 2018 roku na rzecz osób w kryzysie bezdomności Fundacją Serce Miasta. „Oko” organizowała w ramach FSM koncerty Muzyki Innej Niż Klasyczna. Aktualnie rozkręca „akcję koncertową na rzecz Stowarzyszenia Program STACJA. Widać, że sprawia jej to ogromną frajdę („ja po prostu idę tam, gdzie jest większa bieda). Pisze na fb: „21.30 - powinien według pewnych ustaleń wejść na scenę zespół Moron's Morons. Ale ustalmy, że punk rock nie trzyma się ustaleń, więc i tak wejdą później. Równie młodzi, równie szaleni, energetyczni i w ogóle.”. „Młoda”, „równie szalona”, „energetyczna i w ogóle” jest też sama „Oko”. O, przepraszam, dla publiczności: Joanna Gośniowska-Budzisz. Dla mnie: punk rock w czystej postaci.


Fotografie pochodzą z różnych zasobów Internetu.