poniedziałek, 20 stycznia 2020

I jeden dzień dłużej

Od jakiegoś czasu panuje w Polsce moda na podziały. Nie to, żeby ich nie było wcześniej, ale w ostatnich latach podziały się nasiliły. Walczymy o klarowną tożsamość. Dążymy do odnalezienia silnego oparcia w jakiejś grupie. Podzieliliśmy się na plemiona i okładamy się światopoglądowymi, obyczajowymi i politycznymi maczugami. Tkanka społecznej więzi rwie się na strzępy, rozmywają się istotne dla zbiorowości wartości.
Podziały, o których mowa nie omijają też SOS-u. Trafiają tu przedstawiciele różnych opcji politycznych i światopoglądowych. Większość i mniejszość. Racja i jej brak… Norma krajowa: jesteśmy podzieleni i tyle.
Zdarzają się jednak w cyklu rocznym dni, w których wspomniane podziały tracą znaczenie. Od dwóch lat takim dniem jest w SOS-ie drugi piątek stycznia, wcześniej była to druga niedziela tego miesiąca.
O Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy można myśleć różnie. Idea pomocy nie budzi wątpliwości. Show-bussines budzić je może. WOŚP to jednak nie tylko pomoc i nie tylko show-bussines… Dobrze wiedzieli o tym Viola Zając (terapeutka, katechetka, koordynatorka wolontariatu w SOS-ie, a tak przy okazji: siostra zakonna) i Paweł Bączkowski (kultowy wychowawca SOS-u, hokeista, nie zakonnik). To oni wyszli z inicjatywą organizowania WOŚP-owych imprez bezpośrednio w SOS-ie. Jak powiedzieli, tak zrobili. Przyłączyła się do nich i przyłącza co roku spora grupa pracowników i uczniów SOS-u.
Schemat imprezy jest prosty: licytacje, prezentacje, popisy sportowe, koncerty i działający non stop sklepik z „grochem, mydłem i powidłem”. A na koniec wspólne odśpiewanie nieznanego nikomu przeboju anonimowej piosenkarki, znanej od czasów PRL-u. Ktoś powie: „nic wielkiego”. Każdy kto był choćby na jednej imprezie, dobrze jednak wie, że ich klimat jest niepowtarzalny: emocje towarzyszące licytacjom i popisom, odjazdy wywołane kilkuminutowymi koncertami (przy okazji wypromowano całkiem pokaźną grupę uzdolnionych artystów), wspólne wysiłki, żeby zebrać jeszcze więcej pieniędzy… Wokół tych imprez tworzy się i cementuje wspólnota. I to jest nasz kapitał. Z nim możemy wyjść na zewnątrz – do podzielonego społeczeństwa.
Oby WOŚP-owe imprezy odbywały się do końca SOS-u, a nawet jeden dzień dłużej. Pilnujmy tego. W końcu to do nas Jurek Owsiak wykrzyczał: „SOS, jesteście zajebiści!”.

                                   Fotografie pochodzą z facebookowego profilu Młodzieżowego Ośrodka Socjoterapii nr 1 SOS

 


 


niedziela, 5 stycznia 2020

Władysław Klamerus - nieoficjalny patron SOS-u?

                               Źródło: Archiwum MOS nr 1 SOS

Władysław Klamerus
Władysław Klamerus przyszedł na świat w Zakopanem w roku 1956. Wychowywał się w rodzinie wielodzietnej. Od roku 1957 borykał się ze skutkami choroby Heinego-Medina. Cierpiał na niedowład lewej nogi. Lewa noga była też krótsza o kilka centymetrów od prawej. Władek musiał korzystać z aparatu ortopedycznego. Poruszał się o kulach. Mimo wszystko prowadził niezwykle aktywne życie.
Szkołę podstawową ukończył w kuźnickim sanatorium. Następnie uczył się w Liceum Sztuk Plastycznych im. Antoniego Kenara w Zakopanem. Już jako licealista brał udział w wielu wystawach i zdobył liczne nagrody. Pracował społecznie jako instruktor plastyki. Aktywnie wspinał się na tatrzańskie szczyty. Przyjęto go do elitarnego Klubu Wysokogórskiego.
Studiował w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. W czasie studiów zajmował się przede wszystkim rzeźbą i tkaninami artystycznymi. W tych dwóch dziedzinach osiągnął chyba najwięcej. Uprawiał też malarstwo i rysunek. Tworzył scenografie teatralne. W stanie wojennym kolportował „Tygodnik Mazowsze” i wydawnictwa Niezależnej Oficyny Wydawniczej.
Po studiach (ukończył je  1983 r.) włączył się w nurt niezależnych działań artystycznych. Inspiracji poszukiwał w podróżach. Wystawiał swe prace w kraju i za granicą. Podjął pracę w Szkolnym Ośrodku Socjoterapii. Działał w nim pięć lat. Prowadził zajęcia plastyczne. Sprawdzał się w tej roli doskonale. Wykształcił grupę płodnych artystów.
Twórcze i aktywne życie Władka Klamerusa przerwała choroba nowotworowa. Zmarł w roku 1992. Zgodnie z wolą artysty, jego prochy rozsypano w Tatrach. Na Wiktorówkach można znaleźć poświęconą mu tablicę. Zbieraniem i popularyzacją dorobku artysty zajęła się Fundacja im. Władysława Klamerusa. W Warszawie pozostał trwały ślad po nim w postaci pomnika Umschlagplatz.


Pomnik Umschlagplatz
Warszawski pomnik Umschlagplatz jest zlokalizowany przy ulicy Stawki nieopodal skrzyżowania z aleją Jana Pawła II. Postawiono go na terenie dawnego placu przeładunkowego. W latach 1942-1943 Niemcy wywieźli z pobliskiej rampy przeszło 300.000 wypędzonych z warszawskiego getta Żydów. Trafili oni do obozu zagłady w Treblince lub do obozów położonych w dystrykcie lubelskim. Tam ich zamordowano.
 Monument powstał na podstawie projektu Hanny Szmalenberg i Władysława Klamerusa. Odsłonięto go 18 kwietnia 1988 roku, w przeddzień 45. rocznicy wybuchu powstania w getcie.
Biały, 4-metrowy mur z czarnym pasem w części czołowej, nawiązuje do kolorów rytualnych szat żydowskich. Prostokątna przestrzeń wewnątrz muru (20×6 metrów) ma kształt otwartego wagonu kolejowego. Na wewnętrznej ścianie pomnika wyryto – w kolejności alfabetycznej – 400 imion  polskich i żydowskich.  W centralnej części ściany umieszczono cztery kamienne tablice z upamiętniającymi ofiary i ich ostatnią drogę inskrypcjami zapisanymi w czterech językach: polskim, jidysz, angielskim i hebrajskim. Ponad prowadzącą na teren upamiętnienia bramą, umieszczono półokrągłą czarną tablicę w kształcie macewy z płaskorzeźbą przedstawiającą strzaskany las. Symbolizuje on zagładę narodu żydowskiego. Na bocznej ścianie sąsiadującego z Umschlagplatz budynku (przed wojną Stawki 8, obecnie Stawki 10) umieszczono cytat z Księgi Hioba (w językach polskim, jidysz i hebrajskim): Ziemio nie kryj mojej krwi, iżby mój krzyk nie ustawał (Hi 16, 18). Od krawędzi ulicy prowadzi w kierunku pomnika ukośna droga śmierci. To tędy prowadzano na rampę kolejową przeznaczonych do transportu Żydów. Wewnątrz pomnika droga śmierci została wybrukowana czarną, bazaltową kostką.

                                                                                                  Źródło: Internet