Centrum Praw Kobiet przeciwdziała przemocy wymierzonej w kobiety. Broni ich przed dyskryminacją. Stara się objąć kompleksową pomocą kobiety, które padły ofiarą przemocy, które były dyskryminowane, których prawa były łamane. CPK organizuje dla nich konsultacje prawne i psychologiczne, doradza im w sprawach zawodowych, asystuje im podczas rozpraw sądowych, w razie potrzeby szuka dla nich bezpiecznego schronienia. Dąży do wprowadzenia zmian w prawie korzystnych dla ofiar przemocy i dyskryminacji. Rozwija działalność edukacyjną, prowadząc warsztaty i szkolenia oraz przygotowując publikacje. Stara się zwalczać stereotypy i uprzedzenia związane z płcią - w końcu mają one ogromny wpływ na życie wielu kobiet. Postuluje podmiotowość pokrzywdzonych kobiet w procesie tworzenia rozwiązań prawnych i instytucjonalnych, które miałyby chronić ich prawa i wolności na przyszłość.
Działalność Centrum Praw Kobiet rozwija się na ogół w dużych miastach. Ma
ono swoje oddziały w Warszawie, Krakowie, Łodzi, Poznaniu, Wrocławiu i Gdańsku.
Wiadomo: setki tysięcy mieszkańców. Ale żeby tak stworzyć filię CPK w mieście
40-tysięcznym, na przykład w Żyrardowie? To trudne do wyobrażenia. A jednak Żyrardów
ma swój oddział CPK, bo Żyrardów ma Ingę Lipińską, która tym oddziałem od roku 2018
kieruje!
Mogę sobie tylko wyobrazić, ile barier środowiskowych musiała pokonać. Jak musiała się napracować, żeby zdobyć zaufanie
osób i całych środowisk. Musiał być to długotrwały proces. Jak ulał, pasuje tu
hasło ze szkolnych podręczników: praca u podstaw. Inga wydaje się być świetnie
predysponowana do tego rodzaju działalności. Życzliwa ludziom, a jednocześnie gotowa
do zwarcia, zadziorna. Ciepła, ale uparta. Gotowa do nowych wyzwań, a zarazem
mocno obstająca przy swoim systemie wartości. Nie lubi siedzieć cicho. Ćwierć wieku temu, w czasach szkolnych, z
trudem przychodziło jej korzystanie z klasycznych technik uczenia się. Była
jednak ambitna. Chłonęła wiedzę. Lubiła wiedzieć więcej. I rzeczywiście wie
dużo. Również w czysto „sos-owej” dziedzinie, jaką jest psychologia relacji. Czy
myśmy wtedy zauważyli, że Inga tak sprawnie, klarownie i dobitnie pisze? Nie
pamiętam. Ale teraz to po prostu wiem:
„Niestety nie wszystkie miałyśmy szczęście wychowywać
się w atmosferze bezwarunkowej miłości i akceptacji. Dla tych, które jej nie
zaznały w dzieciństwie, dorosłe życie to poszukiwanie tych dwóch jakże pięknych
i podstawowych uczuć. Dla nich jesteśmy często w stanie zrobić dosłownie
wszystko, nawet wejść w związek oparty na przemocy. Bo przecież ktoś, kto podnosi
rękę, bywa też miły, szarmancki, cudowny. Chcemy wierzyć, że faktycznie teraz
już będzie dobrze, ze zrozumiał i będzie inaczej. Niestety to tylko etap
„miesiąca miodowego”, czyli jedna z faz
przemocy. Minie. Kiedyś wróci. Po eskalacji przemocy, aby kolejny raz mamić i
czarować. Przypomnieć, jak bardzo chcemy miłości, jak cudownie czuć się, choć
przez chwilę, kochaną i ważną. Będzie tak wracać, bo taki jest cykl przemocy.
Wprawdzie faza miesiąca miodowego będzie coraz krótsza, aż zaniknie. Ale dopóki
się zdarza, może zaspokoić głód. A głodny zje nawet ze śmietnika.”
Inga nie tylko wysłuchuje
na każdym z dyżurów w żyrardowskiej siedzibie CPK przy ulicy Żeromskiego
trudnych, „przemocowych” historii. Swego czasu potrafiła znaleźć sposób na samą siebie. Teraz dzieli się nim z innymi
kobietami:
„Zajmuję się arteterapią ponad pięć lat. Świadomie. Wcześniej sama ją sobie robiłam, nie mając pojęcia, że jest to terapia sztuką. Po prostu szukałam sposobu odreagowania trudnej sytuacji życiowej. Nie dawałam rady w realiach i czułam, że albo coś zrobię, albo oszaleję. To dało mi kopa, aby się odważyć. Bez żadnego wykształcenia plastycznego, z przekonaniem, iż jestem zupełnie nieuzdolniona plastycznie. Okazało się, że umiem. Maluję na ścianach, na płótnie, na materiałach. Robię piękne rzeczy ze „śmieci”- wykorzystuję to, co normalnie wylądowałoby na wysypisku. Ozdobiłam dekupażem prawie całe mieszkanie. Robię tatuaże. Ciągle się uczę. Jestem spełnioną i szczęśliwa kobietą.”
Formą pracy, w której Inga czuje się jak ryba w wodzie, są zajęcia
warsztatowe. Tak było też na ostatnim Pol’and’Rock Festival w Czaplinku.
Nie tylko w aktywności artystycznej dostrzegła walory terapeutyczne. Żyrardów to miasto z przeszłością. Przemysłową przeszłością. Były tu zakłady lniarskie, swego czasu największe w Europie. I tak po nitce do kłębka: od zakładu do szpularek. Szpularki to kobiety ciężkiej, kiepsko płatnej pracy. Musiały sobie radzić z trudną codziennością. Walczyły o lepsze jutro dla swoich dzieci. Czasem, zdesperowane, strajkowały. Wielu współczesnych żyrardowian pochodzi z ich rodzin, Mamy więc lokalną tradycję. Mamy też historyczny kontekst dla Strajku Kobiet z 2020 roku, w którym Inga brała aktywny udział.
Zaczęły się projekty związane ze szpularkami.
We współpracy z Grupą Artystyczną Teraz Poliż żyrardowska filia CPK realizowała
w roku 2020 projekt „Szpularnia.
Archiwum Historii Mówionej”. Celem projektu było stworzenie, z udziałem
mieszkańców Żyrardowa, opowieści inspirowanej żyrardowskim strajkiem szpularek
z 1883 roku. Potem przyszły inne pomysły. W roku 2022 powstało (z inicjatywy
Ingi) stowarzyszenie Siła Szpularek, które zamierza zająć się poprawą wizerunku
i sytuacji grup żyjących na obrzeżu społeczeństwa.
Inga, dzięki doświadczeniom ze szpularkami wie już, jak
potężną siła może być lokalna i rodzinna tradycja.
„Dopytywanie całej rodziny
o wspomnienia i powiązania z zakładami lniarskimi, dało
mi sporo do myślenia. Jeszcze więcej: ściana milczenia, na którą
się przy tym natknęłam. Szczątkowe informacje o tragediach rodzinnych,
tak bardzo ukrywane przede mną do tej pory, pokazały
mi kontekst emocjonalnego chłodu, przekładanego z pokolenia
na pokolenie. A wizyty w muzeum, teksty, rozmowy przybliżyły
mi straszne realia. Warunki, w których kobiety
w mojej rodzinie żyły od kołyski poprzez pracę
aż po grób. Wszystko to było powiązane w jakiś sposób
z zakładami, bo w Żyrardowie inaczej się nie dało.
Przez cały czas badań odnosiłam nowo pozyskane informacje do własnego
drzewa genealogicznego, po kolei składając w całość strzępki historii
rodzinnych. Tych, których do tej pory postrzegałam jako zimnych,
mogłam wreszcie zrozumieć. Wiedziałam dlaczego tacy się stali. Ich dzieci
podejmowały takie, a nie inne decyzje, bo ich rodzice przeszli
to, o czym się dowiedziałam. I tak kilka pokoleń ludzi bardzo
krzywdzonych, dało mi geny. Wszystko ma swoją przyczynę.
Trauma, milczenie
i podporządkowanie się przemocy, mogą odkładać się w kolejnych pokoleniach. Ale
może być również tak, że dziedziczymy po przodkach godność, dumę i umiejętność
radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Inga Lipińska wybrała drugą opcję. A Wy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz