Dzień
Wigilii Leny spędził w budynku SOS-u przy Rzymowskiego. A dokładniej: w pokoju
206. Zajmował się kolejno pięcioma osobnikami cierpiącymi na syndrom NZMM*. Kiedy ostatni z nich zamknął za sobą drzwi, za oknem było już ciemno. Leny
poczuł nagłe zmęczenie. Zdjął kapcie i wyciągnął się wygodnie na kanapie. - Odpocznę chwilkę - pomyślał. Nawet nie zauważył, jak dopadł go sen…
Początkowo
obraz był rozmazany. Po jakimś czasie kontury postaci stały się wyraźne. Każda
z postaci skojarzyła się Lenemu z jakąś cyfrą. Sposób ustawienia stołów i
krzeseł uświadomił mu, że znalazł się na sali sądowej. Najwyraźniej toczyła się
tu jakaś rozprawa.
-
Cisza! - krzyknęła jakby-jedynka. - Dajcie mówić świadkom! Po czym zwróciła się
do niby-szóstki: - Co jeszcze istotnego świadek zaobserwował? - Zauważyłam -
odezwała się cicho niby-szóstka - że oskarżony niezwykle serdecznie traktuje aktualnych
i byłych uczniów. Pozwala im siedzieć na kanapie. Dość często robi im kawę albo
herbatę. Zdarza się, że funduje pizzę. - A potem uczy się z nimi matematyki? -
zapytała jakby-jedynka. - Niekoniecznie - zeznawała niby-szóstka. - Dużo z nimi
rozmawia o ich zainteresowaniach. Zdarza się, że wiedząc, co ich interesuje, kupuje
im książki z tych dziedzin. - To karygodne! - zawołały pozostałe
cyfry. - Oskarżony winien jest radykalnej życzliwości! Ukarać go!
W
dalszej kolejności zeznawała prawie-piątka. - Oskarżony zna wiele dziedzin wiedzy
- opowiadała. - Z tymi, którzy do niego przyjdą, potrafi rozprawiać o księżycach
Saturna, o czarnych dziurach albo o bitwie pod Marengo. Bywa, że komunikuje się
z nimi po angielsku albo po francusku. - Skandal, skandal! - wrzeszczały pozostałe
cyfry. - Winien jest tendencjom rozwojowym u młodzieży. Powinien ponieść karę.
Teraz
głos zabrało coś-około-czwórki. - Widziałem i słyszałem szereg razy, jak oskarżony
skutecznie uczy młodych rozwiązywać równania z kilkoma niewiadomymi, podstawiać
właściwe wyrażenia w ciągach albo badać prawidłowo przebieg funkcji. Idzie mu
to jak z płatka. Zachowuje przy tym anielską cierpliwość i nie zraża się
ewentualnymi niepowodzeniami. Co więcej, nie przyjmuje żadnych gratyfikacji.
- To nie może tak być! - zaperzyły się cyfry. - Korepetytorzy płacą nam haracz.
Nie można tolerować takiej postawy! Co by to było, gdyby wszyscy uwierzyli, że mogą skutecznie
zdawać maturę z matematyki?
-
No właśnie - odezwała się nie pytana o zdanie quasi-siódemka - Ten osobnik
wpompowuje w młodych optymizm. Tłumaczy im, że są zdolni nauczyć się
matematyki. Kiedy naucza ich oficjalne, stawia im, o zgrozo, dobre stopnie.
Kiedy im smutno, ogląda z nimi filmy o geniuszach matematycznych, takie jak „Buntownik
z wyboru” albo „Piękny umysł”! Uważam, że niebezpiecznie podnosi poziom optymizmu
w społeczeństwie. Należy go unieszkodliwić!
Emocje
cyfr sięgnęły zenitu. Nikt już nikogo nie słuchał. W pewnym momencie cyfry
stanęły w kręgu i zaczęły zbliżać się do Lenego. „Rany Boskie, to sąd nade mną!”
- zdążył pomyśleć. - „Teraz przyjdzie mi zginąć!”. I rzeczywiście, krąg
zacieśniał się niebezpiecznie. Twarze cyfr miały zacięty, wprost agresywny
wygląd. Były już na wyciągnięcie ręki…
Nagle Leny usłyszał huk! Rozejrzał się wokół nieprzytomnym wzrokiem. Siedział na podłodze pokoju 206. „Tym razem mi się upiekło” - pomyślał i uśmiechnął się do siebie. Potem podniósł się, wziął elektryczny czajnik i powoli powlókł się po wodę. On, prawdziwy pogromca syndromu NZMM.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz