Kiedy myślałem
nad tytułem tego bloga, o Jarosławie „Jaremie” Dubielu miałem jedynie mgliste pojęcie.
„Coś słyszałem” o jego działaniach opozycyjnych w czasach PRL-u. Dzięki Gosi
Brendel wiedziałem, że pracował w SOS-ie. Stopniowo docierało do mnie, że mam
do czynienia z postacią, która sens formuły „zmieniają świat” przekracza, a
nawet go rozsadza. Bo nie chodzi tu o sukces w jednej dziedzinie. Życie Jaremy
to nieustający wysiłek poprawiania świata in toto.
Upowszechniony
przez Andrzeja Stasiuka wizerunek Jaremy jako najbardziej wyluzowanego spośród
wychowawców SOS-u w latach 80. pozostaje w pewnej sprzeczności z jego
radykalnym aktywizmem. Podobno pozwalał podopiecznym na wszystko, pod
warunkiem, że nie krzywdzili innych. Stasiuk skądinąd twierdzi, że bez zachęty Dubiela
nigdy nie zostałby pisarzem. To on namówił go do zapisania więziennych doświadczeń.
Tak powstały „Mury Hebronu”.
Wielość jego aktywności sprawia, że co i rusz w nich się gubię. Ślady działalności Jaremy w sferze publicznej sięgają lat 70. ubiegłego wieku. Studiował w Instytucie Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji Uniwersytetu Warszawskiego. Remontował mieszkania. Ratował dzieci z warszawskiej Pragi. Współpracował ze Studenckimi Komitetami Solidarności. Działał na rzecz Komitetu Obrony Robotników. Udzielał się jako drukarz w Niezależnej Oficynie Wydawniczej NOWA. W marcu 1985 roku wziął udział w słynnej głodówce w Podkowie Leśnej, w intencji uwolnienia Marka Adamkiewicza, skazanego na 2,5 roku więzienia za odmowę złożenia przysięgi wojskowej. Był w grupie założycieli Ruchu „Wolność i Pokój”, stanowiącego wyrazistą alternatywę dla organizacji młodzieżowych oficjalnego nurtu.
„Członkowie Ruchu organizowali różnego rodzaju akcje
protestacyjne, których celem było rozszerzenie swobód obywatelskich, ochrona
praw mniejszości czy też zniesienie kary śmierci. W ramach nieposłuszeństwa
obywatelskiego odsyłali książeczki wojskowe, żądając wprowadzenia zastępczej
służby wojskowej, zmiany tekstu przysięgi składanej przez żołnierzy oraz
zwolnienia osób więzionych z powodu odmowy służby w wojsku. Występowali również
w obronie środowiska naturalnego, protestując m.in. przeciwko budowie
elektrowni atomowej w Żarnowcu i zapory wodnej w Czorsztynie. Podnosili kwestię
wycofania z Polski wojsk sowieckich i rozwiązania Układu Warszawskiego. Za
swoją działalność byli represjonowani przez władze PRL i wielokrotnie skazywani
na kary więzienia.” - czytamy w tekście zamieszczonym na portalu Dzieje.pl. I
dalej: - „Podkreślając wyjątkową aktywność Ruchu, amerykański historyk Padraic Kenney
zwracał uwagę na „imponującą liczbę organizowanych przezeń demonstracji,
strajków okupacyjnych, „rusztingów” (rozwijanie transparentów na rusztowaniach
remontowanych budynków), marszów, głodówek, akcji ulotkowych, seminariów,
happeningów oraz konferencji. Wszystko to (…) było dziełem nie więcej niż około
setki najaktywniejszych działaczy. (...) Tak jak WiP wpłynął na młodsze
pokolenie Polaków, tak też jego wpływ rozprzestrzeniał się za granicę, na
pozostały obszar Europy Środkowej.”
Spora grupa działaczy WIP-u (mi in. Jacek Czaputowicz, Bogdan
Klich, Konstanty Miodowicz, Piotr Niemczyk, Jan Maria Rokita) znalazła potem
swoje miejsce w strukturach rodzącej się III Rzeczpospolitej. On - zupełnie jak
w piosence Breakoutów - poszedł inną
drogą. Został ekoaktywistą. Już w latach 1985-1990 poświęcił wiele czasu i
energii organizacji protestów przeciw budowie elektrowni jądrowej w Żarnowcu. Od roku 1992 do 1999 pracował w Biurze Obsługi Ruchu
Ekologicznego: jego „dzieckiem” z tego czasu jest akcja „Drzewko za makulaturę”.
Prowadził też biuro interwencyjne „Zielony Telefon” i Sekcję Antyspalarniową. W
latach 1991-2002 brał udział w organizacji Dnia Ziemi. Od 2008 roku działa aktywnie
w Inicjatywie Antynuklearnej IAN. Celem tego ruchu jest (cytuję za deklaracją
programową) „odkłamanie oficjalnej propagandy,
przedstawiającej budowę elektrowni atomowych jako bezpieczną, przyjazną dla
środowiska, optymalną drogę rozwiązania problemów energetycznych, a także
zwrócenie uwagi szerokich kręgów społecznych na przemilczane przez czynniki
decyzyjne zagrożenia i doprowadzenie do otwartej debaty publicznej na ten
kontrowersyjny temat, w dalszej perspektywie porzucenie, za przykładem
innych demokratycznych krajów, tej wysoce ryzykownej i etycznie wątpliwej
technologii.”
Analiza profilu fb
Jarosława Dubiela prowadzi do wniosku, że udziela się on w strukturach warszawskiego
ruchu obrony lokatorów. Często i chętnie wypowiadał się i wypowiada na tematy
publiczne. Zdążył też być redaktorem programu telewizyjnego „Alternatiwi”, współpracownikiem
„Rzeczpospolitej”, „Zielonych Brygad”, Programu I Polskiego Radia
i Radia Józef.
To jeszcze nie wszystko. Od dwóch dekad jest przedstawicielem Fundacji Earth Hands and Houses. Promuje w Polsce budownictwo z gliny, słomy i piasku.
Prowadzi płatne warsztaty i bezpłatne konsultacje dla początkujących w tej
dziedzinie. Przez wiele lat współpracował z architektką Pauliną Wojciechowską,
która niezbędne kwalifikacje zdobywała m.in. w Stanach Zjednoczonych. Podobno w
Niemczech i w Wielkiej Brytanii prefabrykaty ze słomy zamawia się w
budowlanych marketach. Ze słomy korzystają nawet deweloperzy, a naturalne
budownictwo jest naturalnym biznesem. Postawienie dwóch glinianych domów (nad Czarną Hańczą i pod Płońskiem)
trwało siedem lat. Współczesny człowiek
przyzwyczajony do natychmiastowego efektu otrzymuje w ten sposób lekcję
cierpliwości i pokory. Budując z gliny i słomy musi podporządkować się kaprysom
pogody.
Jarosław „Jarema” Dubiel nie zapomina o swej politycznej i społecznikowskiej przeszłości (został zresztą za nią odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski). Kultywuje pamięć o Ruchu „Wolność i Pokój”. Pełni funkcję prezesa Fundacji WiP. W swoim prawie już siedemdziesięcioletnim życiu zdążył solidnie popracować i dla swej małej, i dla dużej ojczyzny. Realizował też misje o wymiarze globalnym. Czy dałoby się zdziałać więcej?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz