Próbując
coś lub kogoś zapamiętać, szukam na ogół „punktów zaczepienia” w przestrzeni. W
szkolnej rzeczywistości oznacza to, że klasy i grupy „rozszerzone” zapamiętuję
(jeśli w ogóle) tak jakbym je sfotografował: każdą osobę wiążę z zajmowanym
przez nią miejscem. Pamięć mam nienajlepszą, bywa, że prowadzi to do zabawnych pomyłek.
Nie zrażam się jednak. Moja opowieść o 4A (mam nadzieję, że wiedzą, dlaczego o
nich piszę) będzie opowieścią przestrzenną. Chciałbym nadać jej charakter
(chwilami ożywionej) fotografii.
Zacznę
od lewej strony sali 325 (moja lewa, to dla siedzących przodem do tablicy
prawa). W ostatnich czasach po tej stronie siedzą Kuba i jego smartfon (kiedy
jeszcze mieliśmy pod tylną ścianą 325 materace, siedzieli na materacu, wsparci
prawym bokiem o szafę). Kuba, kiedy się oderwie od smartfona, uśmiecha się i
mówi ciekawe rzeczy, ale to się dzieje rzadko. Prawie od zawsze po lewej stronie
zajmuje miejsce Sofiia. Sofiia dba, żeby komunikacja była precyzyjna. Jeśli
czegoś nie jest pewna, to pyta. Potrafi zaskoczyć, wyjść poza schemat, poza tym
wie rzeczy, których ja nie wiem, np. którzy politycy XX wieku byli przystojni,
a którzy nie. W tych rejonach przebywa też Zosia (dawniej urzędowała na
materacach). Zosia lubi krzyżówki i konkrety. Zadania z historii wykonuje
(jeśli już) szybko i skutecznie. Po lewej stronie pojawia się też Cass. Cass na
ogół rysuje coś interesującego w swoich zeszytach. Dość długo pytała, czy mi to
przeszkadza. Od jakiegoś czasu nie pyta. Jest jedną z uważniejszych osób w
klasie. Kiedyś w tamtej części sali królował Kacper. Kacper słynął z
umiejętności towarzyskich i z minimalistycznie wykonanych kart pracy. Po lewej
stronie sali widzę również Szymona. Szymon umiał mówić o historii długo i
kompetentnie. Odznaczał się wrażliwością na los odrzuconych i pokrzywdzonych.
Nieodłącznie związana z lewą stroną (mówimy o końcu sali) jest Ania. Dla Ani
nie ma trudnych zadań. Jest samodzielna i kreatywna. Wszystko robi po swojemu.
Ceni i szanuje wiedzę. Środek sali mocno kojarzy mi się z Jagodą. Często działaliśmy
w trakcie lekcji dokładnie naprzeciwko. Jagoda zmagała się z uciekającą
koncentracją. Wyjście z własnego wnętrza
sprawiało jej trudność. Po prawej widzę Adama. Wchodził spóźniony, siadał na
materacu albo na krześle. Siły do aktywności starczało mu na kilka minut. Ale
były też tematy, którymi mocno się interesował. Najcichszą w naszym gronie osobą
była Dominika. Bywało, że na początku lekcji odmawiała pracy, a po lekcji
przynosiła wykonane zadanie. Skoro mowa o materacu, to trzeba wspomnieć Adę.
Ada przychodziła najpóźniej i generowała najwięcej hałasu. Była barwną
postacią. Kiedy poszliśmy do parku Morskie Oko, ratowała gąsienice przed
zagładą. Prawdziwą królową prawej strony jest Aga. Aga ma trudności z
mobilizacją, potrzebuje dużo uwagi, ale warto z nią rozmawiać, bo mówi
interesujące rzeczy. Nie ma najlepszego zdania o Izabeli Łęckiej. Prawa strona
to również Ariela. Daniem firmowym Arieli są świetne notatki. Ariela imponuje
mi również niezwykle rzetelnym podejściem do zadań wykonywanych w domu. Potrafi
zrobić komiks o historii. Kamila zapamiętam siedzącego na parapecie ostatniego
okna i podciągającego nogi, tak żeby nie pobrudzić framugi. Często zabiera
głos, bez pewności, że mówi dobrze, a szkoda, bo mógłby mówić jeszcze więcej: w
tak interesujący sposób potrafi kojarzyć różne zjawiska. Natalia pojawia się
rotacyjnie, a to po lewej, a to po prawej stronie (w ostatnim roku szkolnym
raczej po prawej). Zawsze w kontakcie, zawsze podnosząca poziom naszej rozmowy.
Ma sporo wiedzy, z różnych dziedzin. Z Niną i Adkiem spędziliśmy chyba
najwięcej szkolnego czasu, bo oprócz lekcji również wiele przerw. Nina zawsze
się uśmiecha (czy uśmiecha się w środku, tego nie wiem). Nie lubi, kiedy się
czyta przy niej wykonane przez nią zadania. A szkoda, bo dobrze się je czyta.
Adek nie ma problemu z wykonaniem zadań, ale nie lubi ich poprawiać ani
uzupełniać. Lubi za to język japoński. Sofia przychodzi albo pierwsza, albo
spóźniona. Nie wiem, jak to robi, ale zawsze znajdzie miejsce na kanapie
(dawniej na materacu). Lubi być w kontakcie, lubi zadania, które wymagają
wyobraźni i fantazji. Wtedy pokazuje, co potrafi. W ogóle, jest zadaniową
osobą. Nie umiem powiązać z konkretnym miejscem w klasie Bartka. Był dla mnie
zagadką, sympatyczną zagadką. Wiem, powinienem też napisać o Kasi i Adrianie,
ale chyba nie wiem co. Mało pamiętam z pierwszej klasy.
Lekcje
historii w 4A kojarzą mi się z obawą, że przyjdzie do nas Karolina. Zdarzało
się to szereg razy. Wodziła wtedy nieprzeniknionym wzrokiem po obecnych. Kończyło
się zwykle uprowadzeniem jednej albo dwóch osób „na rozmowę”. Marcin pojawił
się tylko raz (może czegoś nie pamiętam) - po to, żeby objechać Sofię, że
siedzi podczas lekcji „z nosem w smartfonie”. Problem w tym, że Sofia wyszukiwała informacji
potrzebnych do karty pracy.
Mój post jest jak litania. Litanie są potrzebne, ale nudne. Nie mają też sensownego zakończenia. Trzeba je jakoś przerwać. Ja przerwę cytatem z Jacka Kaczmarskiego:
„Już nie chłopcy lecz mężczyźni, już kobiety
nie dziewczyny.
Młodość szybko się zabliźni, nie ma w tym niczyjej winy (…)”
Amen.
Paradoksem tego posta jest fakt, że żadnej fotografii nie wykonano w sali 325,