sobota, 9 maja 2020

Grażyna Makowska. Opowieść o Człowieku.

Ukończyła Wydział Pedagogiczny Uniwersytetu Warszawskiego, W świetle własnego CV była i jest aktywna jako pedagog, socjoterapeutka, edukatorka systemowej profilaktyki, trenerka umiejętności psychospołecznych i systemowej terapii rodzin. Przeprowadziła dziesiątki szkoleń dla pracowników pedagogicznych. Zrealizowała szereg autorskich programów z zakresu profilaktyki uzależnień oraz umiejętności psychospołecznych (głównie w dziedzinie radzenia sobie z przemocą i agresją). Prowadziła interwencyjnie i długoterminowo sesje terapeutyczno-rozwojowe dla rodzin znajdujących się w sytuacji kryzysowej, zmagających się z problemami swoich dzieci.


Cała ta wyliczanka, choć nobilitująca, z punktu widzenia dawnych sosersów nie ma większego sensu. Dla nich ważna jest jedna, podstawowa sprawa: zapamiętali Grażynę jako dobrego, pełnego empatii człowieka. Pracująca w SOS-ie od początku lat 90. Ula Grodzka, na wieść o tym, że Grażyna szuka następcy, stwierdziła: - Przejąć SOS po Makowskiej, to tak jak przejąć Kościół po Janie Pawle II. Sporo było w tym stwierdzeniu racji.
Pełniąc przez wiele lat (1998-2015) funkcję dyrektora Ośrodka, zebrała wiele niepowtarzalnych doświadczeń. Co ciekawe, wcześniej nie miała najmniejszego zamiaru  być dyrektorem. Wszystko zaczęło się od pewnego snu. - Śniło mi się, - opowiadała - że siedzę w stodole. Pomieszczenie jest wysokie, wokół malowane deski. Nagle, widzę, że biegną do mnie jakieś rozczochrane dzieci. W tym samym czasie do mojego wnętrza wchodzi złota kula. Słyszę też głos: - Nie bój się, dasz radę. Kiedy po raz pierwszy weszłam do budynku SOS przy ulicy Grochowskiej, ten sen natychmiast mi się przypomniał.


Grażyna potrafiła nawiązać świetny kontakt z młodymi. Umiejętnie i aktywnie ich słuchała. Towarzyszyła im w zmaganiach z życiowymi wyzwaniami. Wspierała ich w dokonywaniu pozytywnych zmian. Wiele osób uratowała z najcięższej depresji/opresji (ta ostatnia uwaga dotyczy również rodziców i pracowników). Spędzała w Ośrodku większość swojego czasu, również tego prywatnego. Mieszkała 300 metrów od budynku MOS nr 1 SOS. Potrafiła pojawiać się tu w sobotę i w niedzielę. Wychowawcy hostelowi wzywali ją na pomoc w momentach kryzysowych, bywało, że w środku nocy. Pokój dyrektorski przypominał w jej czasach raczej gabinet terapeutyczny niż centrum zarządzania.


Główną cechą Starego SOS-u (lokalizacje przy Chełmżyńskiej i Grochowskiej) był artystyczny nieład i radykalny anarchizm. W tamtych czasach panowała w Ośrodku urocza, przyjacielska atmosfera. Grażyna nadała Środkowemu SOS-owi (okres od przeprowadzki na Rzymowskiego w roku 1996) zupełnie odmienny charakter. Kumplowskie relacje przekształciła w terapeutyczne. Zmiana ta miała swoje dobre i złe strony. Za sprawą Grażyny zmienił się również wygląd i wystrój Ośrodka - odjazdowy squat uległ przeobrażeniu w sympatyczny szpital. Dwa generalne remonty poprawiły jakość naszego funkcjonowania. Grażyna nie bała się też kontrowersyjnych decyzji. To ona jako pierwsza wprowadziła do antyklerykalnego sosowego środowiska osoby duchowne. Nie uznawała tolerancji jednokierunkowej! O swojej wierze mówiła wprost. To ona zadecydowała o umieszczeniu w klasach szkolnych SOS-u godła państwowego (wśród protestujących przeciw tej decyzji przeważali pracownicy!).
Grażyna pamięta sny. Ale nie tylko. Dysponuje również zmysłem wnikliwej obserwacji ludzkich zachowań i niebanalnym poczuciem humoru. Dostrzega komizm sytuacji. Potrafi śmiać się z siebie samej.


Odcisnęła na SOS-ie niezacieralne piętno… Ciekawe, co śni się jej w czasach emerytalnych? Można mieć nadzieję, że nadal pojawiają się w jej snach rozczochrane dzieci. Tym razem przychodzą jej po prostu podziękować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz