Ukończyła
Wydział Pedagogiczny Uniwersytetu Warszawskiego, W świetle własnego CV była i
jest aktywna jako pedagog, socjoterapeutka, edukatorka systemowej profilaktyki,
trenerka umiejętności psychospołecznych i systemowej terapii rodzin.
Przeprowadziła dziesiątki szkoleń dla pracowników pedagogicznych. Zrealizowała
szereg autorskich programów z zakresu profilaktyki uzależnień oraz umiejętności
psychospołecznych (głównie w dziedzinie radzenia sobie z przemocą i agresją).
Prowadziła interwencyjnie i długoterminowo sesje terapeutyczno-rozwojowe dla
rodzin znajdujących się w sytuacji kryzysowej, zmagających się z problemami
swoich dzieci.
Cała ta
wyliczanka, choć nobilitująca, z punktu widzenia dawnych sosersów nie ma
większego sensu. Dla nich ważna jest jedna, podstawowa sprawa: zapamiętali Grażynę
jako dobrego, pełnego empatii człowieka. Pracująca w SOS-ie od początku lat 90.
Ula Grodzka, na wieść o tym, że
Grażyna szuka następcy, stwierdziła: - Przejąć SOS po Makowskiej, to tak jak
przejąć Kościół po Janie Pawle II. Sporo było w tym stwierdzeniu racji.
Pełniąc
przez wiele lat (1998-2015) funkcję dyrektora Ośrodka, zebrała wiele niepowtarzalnych doświadczeń. Co ciekawe, wcześniej nie
miała najmniejszego zamiaru być
dyrektorem. Wszystko zaczęło się od pewnego snu. - Śniło mi się, - opowiadała -
że siedzę w stodole. Pomieszczenie jest wysokie, wokół malowane deski. Nagle,
widzę, że biegną do mnie jakieś rozczochrane dzieci. W tym samym czasie do
mojego wnętrza wchodzi złota kula. Słyszę też głos: - Nie bój się, dasz radę.
Kiedy po raz pierwszy weszłam do budynku SOS przy ulicy Grochowskiej, ten sen
natychmiast mi się przypomniał.
Grażyna potrafiła
nawiązać świetny kontakt z młodymi. Umiejętnie i aktywnie ich słuchała.
Towarzyszyła im w zmaganiach z życiowymi wyzwaniami. Wspierała ich w
dokonywaniu pozytywnych zmian. Wiele osób uratowała z najcięższej
depresji/opresji (ta ostatnia uwaga dotyczy również rodziców i pracowników).
Spędzała w Ośrodku większość swojego czasu, również tego prywatnego. Mieszkała
300 metrów od budynku MOS nr 1 SOS. Potrafiła pojawiać się tu w sobotę i w
niedzielę. Wychowawcy hostelowi wzywali ją na pomoc w momentach kryzysowych,
bywało, że w środku nocy. Pokój dyrektorski przypominał w jej czasach raczej
gabinet terapeutyczny niż centrum zarządzania.
Główną
cechą Starego SOS-u (lokalizacje przy Chełmżyńskiej i Grochowskiej) był artystyczny nieład i radykalny
anarchizm. W tamtych czasach panowała w Ośrodku urocza, przyjacielska
atmosfera. Grażyna nadała Środkowemu SOS-owi (okres od przeprowadzki na
Rzymowskiego w roku 1996) zupełnie
odmienny charakter. Kumplowskie relacje przekształciła w terapeutyczne.
Zmiana ta miała swoje dobre i złe strony. Za sprawą Grażyny zmienił się również
wygląd i wystrój Ośrodka - odjazdowy squat uległ przeobrażeniu w sympatyczny
szpital. Dwa generalne remonty poprawiły jakość naszego funkcjonowania. Grażyna
nie bała się też kontrowersyjnych decyzji. To ona jako pierwsza wprowadziła do antyklerykalnego
sosowego środowiska osoby duchowne. Nie uznawała tolerancji jednokierunkowej! O
swojej wierze mówiła wprost. To ona zadecydowała o umieszczeniu w klasach
szkolnych SOS-u godła państwowego (wśród protestujących przeciw tej decyzji przeważali
pracownicy!).
Grażyna
pamięta sny. Ale nie tylko. Dysponuje również zmysłem wnikliwej obserwacji
ludzkich zachowań i niebanalnym poczuciem humoru. Dostrzega komizm sytuacji.
Potrafi śmiać się z siebie samej.
Odcisnęła
na SOS-ie niezacieralne piętno… Ciekawe, co śni się jej w czasach emerytalnych?
Można mieć nadzieję, że nadal pojawiają się w jej snach rozczochrane dzieci.
Tym razem przychodzą jej po prostu podziękować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz