Są życiorysy,
których napisać się nie da. Tak dzieje się z życiorysem Lucyny Bojarskiej. Brak
w nim awansów i spektakularnych sukcesów. A trudno jest pisać o codziennej,
żmudnej pracy u podstaw. Niełatwo jest opowiadać o nieustającym, pełnym
życzliwości dialogu z bliższym i dalszym otoczeniem.
Cicha i skromna. Uważna
i pracowita. To z zewnątrz. W środku - wulkan energii i ocean pomysłów. I ta jej
niezwykła umiejętność urealniania, uzgadniania i wprowadzania w życie tychże
pomysłów! Puste, akademickie słowo „pedagogika” staje się dzięki Lucynie ciałem
społecznego konkretu. Ta kobieta ma fenomenalny wręcz dar odkrywania tego, co ludzi
łączy i aranżowania tego, co prospołeczne.
Od lat cierpliwie buduje
niezbędne w demokratycznym społeczeństwie instytucje. Współtworzyła SOS, ten z
czasów Michała „Miśka” Olszańskiego. Na początku lat 90. budowała razem z
Łukaszem Ługowskim i Grażyną Budką fundamenty KĄT-a. Potem powołała do życia -
ex nihilo - społeczne Biuro Rzecznika Praw Ucznia przy stołecznym Kuratorium Oświaty.
Była pierwszą w Warszawie (i chyba w całej Polsce) rzeczniczką praw ucznia.
Pozyskiwała przez lata kapitał społecznego uznania dla działalności Biura
Rzecznika Praw Dziecka. Jest podporą szkolnej społeczności w śródmiejskiej
Siedemnastce. Na stronie internetowej tej szkoły, czytamy o pełnionej przez nią
funkcji (bo chyba nie stanowisku). Jest tam aktywistką.
Zainicjowała wiele
ważnych zmian. W skali makro i w skali mikro. Propaguje od lat ideę praw dziecka.
Wymaga to olbrzymiej cierpliwości. Wszak przepisy zmieniają się szybciej niż
ludzka mentalność i wynikające z niej nawyki. Miała istotny udział w pracach
nad wdrożeniem nowego modelu obecności rodziców w polskiej szkole publicznej w
postaci rad rodziców. Jest też pionierką gimnazjalnej samorządności. Sprawić,
żeby uczniowie chcieli zająć się swoimi sprawami, nie było raczej trudno. Ale, doprowadzić
do tego, żeby uwierzyli, że mogą coś
osiągnąć, było już o niebo trudniej. Lucynie udało się przekonać cały szereg
szkolnych społeczności, że chcieć to móc. Zrobiła też wiele, aby zjednać licznych
nauczycieli dla tutoringu, metody pracy, która pozwala nie zgubić podmiotowości
i indywidualności ucznia. Drobny przykład zmiany: realizowany przez nią konkurs
„Siadaj i pisz” sprawił, że Siedemnastka jest od lat „pisząca”.
Przeprowadziła tysiące zajęć warsztatowych. Uczestniczyła aktywnie w setkach konferencji. Napisała dziesiątki artykułów. Jest współautorką chętnie czytywanych poradników. Ma też na koncie trzy autorskie publikacje książkowe. Ich tematyka (dyscyplina w szkole, autorytet nauczyciela, samorząd uczniowski) pokazuje, że Lucyna nie uprawia teorii, a upowszechnia wiedzę i popularyzuje dobre praktyki.
„Czytając
poszczególne rozdziały” - pisze Joanna Wnęk-Gozdek, recenzentka jednej z jej
książek - „ma się wrażenie, jakby L. Bojarska siedziała razem z nami i w
niezwykle spontaniczny sposób dzieliła się swoimi obserwacjami, różnymi
przemyśleniami, historiami zasłyszanymi oraz przeżytymi. Forma tych rozważań
jest bardzo lekka. Zresztą już we wstępie autorka wprowadza czytelnika w klimat
książki oraz jej strukturę: ,,zawsze miałam ochotę napisać właśnie dla nich (nauczycieli
- przyp. rec.) książkę z „gotowymi przepisami”, z którymi można się kłócić, nie
zgadzać, modyfikować”. I rzeczywiście, w niektórych momentach sama L. Bojarska
prowadzi rozrachunek z własnymi koncepcjami i działaniami. Czytelnik ma
wrażenie, że jest świadkiem głośnego myślenia autorki.”
Recenzentka zwraca
również uwagę na przystępność języka, którym posługuje się autorka. I słusznie,
bo komunikatywność jest mocnym atutem Lucyny. Porozmawia bez problemu z
ministrem, znajdzie też wspólny język z panią, która sprząta. I będzie to skuteczna komunikacja. Dowcipna,
czasem dosadna. Lucy jest sprawną i niestrudzoną organizatorką. Mistrzynią researchu.
Świetnie porusza się w świecie znaków. Kocha plakaty i mapy myśli.
Jej podejście do
świata (pogoda ducha, ascetyczny styl życia, dowartościowanie przyrody, ofiarna
pomoc ludziom i zwierzętom) jest mocno franciszkańskie. Chodzi o franciszkanizm
niekościelny. Podejrzewam, że są tacy, którzy widzą w niej świętą.
Mogę te wszystkie myśli formułować bezkarnie. Lucyna tego tekstu nie przeczyta. Po pierwsze: unika Internetu. Po drugie: bawi właśnie nad morzem z grupą ukraińskiej i polskiej młodzieży.
Aż chciałoby się poznać Panią Lucynę :)
OdpowiedzUsuń