Dziesiątki tysięcy lat niewoli, tortur i zwierzobójstwa to zbyt dużo! Miarka się przebrała! W pewną wigilijną noc zwierzęta, wykorzystując chwilową możliwość posługiwania się ludzką mową, dokonały błyskawicznego przewrotu.
Przejedzeni i odurzeni alkoholem ludzie nawet się nie
spostrzegli. Rewolucyjna Rada Zwierząt Domowych i Hodowlanych obradowała w
ekspresowym tempie nad nową konstytucją. Wielką chrapkę na przejęcie steru
władzy miały świnie, ale nikt nie chciał popełnić błędów opisanych przez
Orwella. Misję utworzenia koalicyjnego rządu powierzono psom i kotom.
Pojmanych ludzi podzielono na trzy kategorie:
mordujących zwierzęta zbrodniarzy, bezmyślnych konsumentów zwierzęcego mięsa
oraz przyjaciół zwierząt. Osobników z pierwszej grupy zamierzano sukcesywnie
eksportować na tereny zamieszkałe przez drapieżniki, tak aby uzyskać rezerwę
budżetową. Masy ludzkie z grupy drugiej planowano wykorzystać w charakterze
naturalnego nawozu, co umożliwiłoby podniesienie wskaźników produkcji rolnej.
Nieliczni (tak zakładano) przedstawiciele trzeciej kategorii, mieli trafić jako siła robocza do zakładów
produkcji karmy zwierzęcej.
Ekipa przeszkolonych archiwistów wertowała właśnie przejęte podczas przewrotu dokumenty. Jeden z opisanych w nich przypadków wydawał się obiecujący. - Czekajcie, czekajcie - powtarzała śliniąc palec wskazujący pełniąca rolę starszego archiwisty mysz - posłuchajcie jaką ciekawą postać znalazłam w „Alfabecie SOS-u!” - SOS? Czy nie jest to przypadkiem miejsce, w którym 90% uczniów to weganie i wegetarianie, którzy podczas obozu maturalnego nad Jeziorem Zdworskim w 1996 roku wszczęli bunt przeciw zupie „na kościach”? Może ocalimy ich wszystkich? - Tak, to rzeczywiście jest to samo miejsce, tylko, że dziś uczniowie SOS-u w pełnej zgodzie z kadrą pałaszują w szkolnej stołówce kurczaki i kotlety schabowe. - O żesz ty w wymię krowie! Wpiszemy ich do grupy pierwszej! A ty tymczasem opowiedz nam o tym ciekawym przypadku. - No więc słuchajcie:
„Nauczycielka biologii, a swego czasu również anglistka. Jedna z najbarwniejszych postaci w historii SOS-u. Dynamiczna. Pełna energii. Zawsze gotowa do brawurowych opowieści („Nie zgadniecie, co mi się wczoraj wydarzyło”). Zanim przyszła do nas (jeszcze w czasach grocholitu) miała masę ciekawych zajęć. Brała udział w tworzeniu filmów animowanych. Pisała. Opiekowała się zwierzętami w warszawskim zoo. Jak większość nauczycieli wcześniejszego SOS-u, trafiła do szkoły przypadkiem. Nie cierpiała szkolnej rutyny. Potrafiła jednak zachwycić uczniów opowieściami o zwierzętach. Uczniowie wiedzieli również, że można przynieść do niej wronę z przetrąconym skrzydłem albo oślepionego kota, a Anita zorganizuje pomoc i opiekę. Najczęściej kosztem swojego spokoju i swoich finansów. Przygarnięte przez nią kawki sterroryzowały swego czasu radę pedagogiczną. Spacerowała często po terenie Ośrodka z dwiema adoptowanymi sukami: Marą i Liz (jeszcze wcześniej była Brenda). Została właścicielką rozgałęzionej rodziny myszoskoczków. A zaczęło się tak niewinnie: od dwóch samców. Jeden z nich okazał się jednak samicą. Ale trafiło na Anitę. Poradziła sobie.”
Gdy
mysz skończyła czytać, zapadło długie milczenie. - No tak - odezwał się
wreszcie ktoś nieśmiało. - Gdyby wszyscy tak z nami postępowali, żaden przewrót
nie byłby potrzebny, bo od dawna panowałaby zwierzo-ludzka demokracja! - No
dobrze, ale co zrobimy z Anitą? Czy ona również będzie musiała ciężko pracować
przy produkcji karmy? - zabrzmiał inny głos. - Nie, Anitę wyślemy do pracy w
szkole. Przez 30 lat będzie opowiadać małym zwierzakom o anatomii i
zachowaniach ludzi. Przecież zna się na tym świetnie. A potem będzie mogła
przejść na zasłużoną emeryturę - oświadczyła stanowczo mysz.
Jak
mysz powiedziała, tak reszta zwierząt zrobiła.
Fotografie pochodzą z różnych zasobów Internetu.
Cudowne! 😍🌞❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuń