Stary
Mokotów. Można po prostu wysiąść z metra na stacji Racławicka i pójść Aleją
Niepodległości w kierunku Dąbrowskiego. Spośród tras wiodących do nowej
siedziby SOS-u, ta wybierana jest chyba najczęściej. Kiedy znajdziemy się na
rogu Alei Niepodległości i Dąbrowskiego, po północnej stronie tej drugiej ulicy,
warto spojrzeć na dość zgrabny dwukondygnacyjny budynek z czerwonym dachem. „Uliczna”
wystawa fotografii przyciąga uwagę przechodnia egzotyczną tematyką. Mieści się tu
ambasada Królestwa Maroka. Willa, podobnie jak inne w najbliższej okolicy, ma przedwojenną
metrykę. Niestety, w odróżnieniu od tych innych, sporo straciła na
przebudowach. Zaprojektowano ją dla Stefana Starzyńskiego, który mieszkał tu
przez cały okres swego komisarycznego zarządu nad Warszawą (1934-1939). Może to
pod tym dachem powstawały jego wizjonerskie plany rozbudowy stolicy? Podobno
informacja o tym, że w tej peryferyjnej okolicy (wieś Mokotów przyłączono do
Warszawy w roku 1916) „wybudował się” sam prezydent miasta, nakręciła prawdziwy
boom mieszkaniowy.
Willę Starzyńskiego przypisano do ulicy Dąbrowskiego (przed rokiem 1951 była to jeszcze ulica Franciszka Szustra). Ma numer 72. Idąc w kierunku wschodnim, trzeba zatrzymać się przy numerze 58 i popatrzeć na elegancki biały budynek, cofnięty taktownie w głąb podwórza. Od ulicy umieszczono w 2020 roku tablicę, która informuje, że w latach 30. poprzedniego stulecia mieszkał w nim wybitny poeta, prozaik, eseista i tłumacz, Józef Wittlin.
Autor „Orfeusza w piekle XX wieku” był postacią na wskroś oryginalną. Jako żołnierz I wojny światowej, tłumaczył w okopach „Odyseję” Homera. Mieszkając w Warszawie (wcześniej żył we Lwowie i w Łodzi, potem przyjdzie czas na Paryż i Nowy Jork), pracował nad powieścią „Sól ziemi”, w której ukazywał wojnę z perspektywy zwykłego człowieka, niepiśmiennego Hucuła. Los kogoś takiego nie obchodzi bogów tej wojny.
„W owych dniach ciała
mężczyzn ważono i mierzono. Sortowano je według gatunków, przebierano jak
kartofle, jak owoce strząśnięte z drzewa żywota. Brano je masowo: kopami,
cetnarami, wagonami, odrzucając wszystko, co nieudane, nadpsute, chore. Wielki
bowiem urodzaj był na ludzkie ciała od ostatniej wojny. Żadną z klęsk
żywiołowych nie tknięte, żadną nie zdziesiątkowane zarazą, już dwa pokolenia
ciał zmarnowały się i zgniły, nie doczekawszy się wojny. Lecz ufność pokładana
w automatycznej hodowli rodzaju, nie zawiodła. Nieświadoma zasługa rodziców
odbierała dziś należne hołdy”.
„Sól ziemi” stanowiła
pierwszą część nieukończonej nigdy przez pisarza wojennej trylogii. Wittlin
otrzymał za nią nagrodę Amerykańskiej Akademii Sztuki i Literatury.
Prawie naprzeciw domu, w którym mieszkał Wittlin, przy Dąbrowskiego 51, w willi tym razem powojennie nieefektownej, mieści się Muzeum Władysława Broniewskiego. Poeta otrzymał tę nieruchomość od władz PRL-u na 25-lecie swej twórczości i spędził w niej ostatnich dziewięć lat życia (okres 1953-1962). Pisał.
Współczesne formy popularyzacji poezji bywają różne. Tu popularyzuje się ją
umieszczając poetyckie teksty wprost na ogrodzeniu. Głównie są to wiersze
Broniewskiego, ale zdarzały się również strofy Bolesława Leśmiana i Adama
Zagajewskiego. Zagajewski. Jego „Spróbuj opiewać okaleczony świat” eksponowano
przez wiele miesięcy. Wiersz ten brzmi prawie jak hymn dzisiejszych czasów:
„Spróbuj opiewać okaleczony świat.
Pamiętaj o długich dniach czerwca
i o poziomkach, kroplach wina rosé.
O pokrzywach, które metodycznie zarastały
opuszczone domostwa wygnanych.
Musisz opiewać okaleczony świat.
Patrzyłeś na eleganckie jachty i okręty;
jeden z nich miał przed sobą długą podróż,
na inny czekała tylko słona nicość.
Widziałeś uchodźców, którzy szli donikąd,
słyszałeś oprawców, którzy radośnie śpiewali.
Powinieneś opiewać okaleczony świat.
Pamiętaj o chwilach, kiedy byliście razem
w białym pokoju i firanka poruszyła się.
Wróć myślą do koncertu, kiedy wybuchła muzyka.
Jesienią zbierałeś żołędzie w parku
a liście wirowały nad bliznami ziemi.
Opiewaj okaleczony świat
i szare piórko, zgubione przez drozda,
i delikatne światło, które błądzi i znika
i powraca.
Jak mi pięknie kolega ubogacił moją codzienną drogę do i z pracy. Tam ciągle daje się odkryć kolejne smaczki, szczególiki.... :)
OdpowiedzUsuń