niedziela, 8 stycznia 2023

Różana 22/24. W drodze do nowej siedziby SOS-u.

Stary Mokotów. Można po prostu wysiąść z metra na stacji Racławicka i pójść Aleją Niepodległości w kierunku Dąbrowskiego. Spośród tras wiodących do nowej siedziby SOS-u, ta wybierana jest chyba najczęściej. Kiedy znajdziemy się na rogu Alei Niepodległości i Dąbrowskiego, po północnej stronie tej drugiej ulicy, warto spojrzeć na dość zgrabny dwukondygnacyjny budynek z czerwonym dachem. „Uliczna” wystawa fotografii przyciąga uwagę przechodnia egzotyczną tematyką. Mieści się tu ambasada Królestwa Maroka. Willa, podobnie jak  inne w najbliższej okolicy, ma przedwojenną metrykę. Niestety, w odróżnieniu od tych innych, sporo straciła na przebudowach. Zaprojektowano ją dla Stefana Starzyńskiego, który mieszkał tu przez cały okres swego komisarycznego zarządu nad Warszawą (1934-1939). Może to pod tym dachem powstawały jego wizjonerskie plany rozbudowy stolicy? Podobno informacja o tym, że w tej peryferyjnej okolicy (wieś Mokotów przyłączono do Warszawy w roku 1916) „wybudował się” sam prezydent miasta, nakręciła prawdziwy boom mieszkaniowy.

Willę Starzyńskiego przypisano do ulicy Dąbrowskiego (przed rokiem 1951 była to  jeszcze ulica Franciszka Szustra). Ma numer 72. Idąc w kierunku wschodnim, trzeba zatrzymać się przy numerze 58 i popatrzeć na elegancki biały budynek, cofnięty taktownie w głąb podwórza. Od ulicy umieszczono w 2020 roku tablicę, która informuje, że w latach 30. poprzedniego stulecia mieszkał w nim wybitny poeta, prozaik, eseista i tłumacz, Józef Wittlin. 

Autor „Orfeusza w piekle XX wieku” był postacią na wskroś oryginalną. Jako żołnierz I wojny światowej, tłumaczył w okopach „Odyseję” Homera. Mieszkając w Warszawie (wcześniej żył we Lwowie i w Łodzi, potem przyjdzie czas na Paryż i Nowy Jork), pracował nad powieścią „Sól ziemi”, w której ukazywał wojnę z perspektywy zwykłego człowieka, niepiśmiennego Hucuła. Los kogoś takiego nie obchodzi bogów tej wojny.


„W owych dniach ciała mężczyzn ważono i mierzono. Sortowano je według gatunków, przebierano jak kartofle, jak owoce strząśnięte z drzewa żywota. Brano je masowo: kopami, cetnarami, wagonami, odrzucając wszystko, co nieudane, nadpsute, chore. Wielki bowiem urodzaj był na ludzkie ciała od ostatniej wojny. Żadną z klęsk żywiołowych nie tknięte, żadną nie zdziesiątkowane zarazą, już dwa pokolenia ciał zmarnowały się i zgniły, nie doczekawszy się wojny. Lecz ufność pokładana w automatycznej hodowli rodzaju, nie zawiodła. Nieświadoma zasługa rodziców odbierała dziś należne hołdy”.

 

„Sól ziemi” stanowiła pierwszą część nieukończonej nigdy przez pisarza wojennej trylogii. Wittlin otrzymał za nią nagrodę Amerykańskiej Akademii Sztuki i Literatury.

Prawie naprzeciw domu, w którym mieszkał Wittlin, przy Dąbrowskiego 51, w willi tym razem powojennie nieefektownej, mieści się Muzeum Władysława Broniewskiego. Poeta otrzymał tę nieruchomość od władz PRL-u na 25-lecie swej twórczości i spędził w niej ostatnich dziewięć lat życia (okres 1953-1962). Pisał. 

Współczesne formy popularyzacji poezji bywają różne. Tu popularyzuje się ją umieszczając poetyckie teksty wprost na ogrodzeniu. Głównie są to wiersze Broniewskiego, ale zdarzały się również strofy Bolesława Leśmiana i Adama Zagajewskiego. Zagajewski. Jego „Spróbuj opiewać okaleczony świat” eksponowano przez wiele miesięcy. Wiersz ten brzmi prawie jak hymn dzisiejszych czasów:

 

„Spróbuj opiewać okaleczony świat.

Pamiętaj o długich dniach czerwca

i o poziomkach, kroplach wina rosé.

O pokrzywach, które metodycznie zarastały

opuszczone domostwa wygnanych.

Musisz opiewać okaleczony świat.

Patrzyłeś na eleganckie jachty i okręty;

jeden z nich miał przed sobą długą podróż,

na inny czekała tylko słona nicość.

Widziałeś uchodźców, którzy szli donikąd,

słyszałeś oprawców, którzy radośnie śpiewali.

Powinieneś opiewać okaleczony świat.

Pamiętaj o chwilach, kiedy byliście razem

w białym pokoju i firanka poruszyła się.

Wróć myślą do koncertu, kiedy wybuchła muzyka.

Jesienią zbierałeś żołędzie w parku

a liście wirowały nad bliznami ziemi.

Opiewaj okaleczony świat

i szare piórko, zgubione przez drozda,

i delikatne światło, które błądzi i znika

i powraca.

 

Dochodząc do Kazimierzowskiej, powinno się skręcić w lewo, by jak najszybciej dotrzeć do SOS-u. Wystarczy jednak podejść kilka kroków w kierunku Puławskiej, by znaleźć (przy Dąbrowskiego 32) podwójny mural, poświęcony pamięci sanitariuszki Armii Krajowej,  poległej podczas powstania warszawskiego. 

Katarzyna Zofia Borowińska, pseudonim „Magda”, sanitariuszka i łączniczka pułku „Baszta” poległa 26 września 1944 roku w starciu z niemieckimi czołgami (?) przy Stacji Telefonów (obecnie Dąbrowskiego 30, róg  Wiśniowej). Wkomponowana w mural fotografia podpowiada, że była śliczną dziewczyną. Miała tylko 21 lat.

 Chodząc po Mokotowie, nie sposób pamiętać jedynie o tworzących tu pisarzach i poetach. Pamięć powstania warszawskiego stanowi jeden z filarów lokalnej tożsamości.
Można się teraz cofnąć do Kazimierzowskiej. Na pewno nie da się ominąć obojętnie budynku numer 36, położonego na rogu Kazimierzowskiej i Różanej. Zbudowano go pod koniec lat 20. XX wieku. Projektant, tworząc dworkowe założenie, nadał mu neoklasycystyczną formę. Piętrowy budynek przykryto łamanym dachem i wyposażono w dwa ryzality zakończone tympanonami z okrągłymi oknami. Fasady ozdobiono jońskimi pilastrami, co umożliwia nauczycielowi historii przeprowadzenie na tym przykładzie powtórki wiadomości o greckich porządkach architektonicznych.

No tak, powtórka wiadomości… Trzeba już wejść do budynku SOS-u.


Fotografie pochodzą z różnych zasobów Internetu.

 








1 komentarz:

  1. Jak mi pięknie kolega ubogacił moją codzienną drogę do i z pracy. Tam ciągle daje się odkryć kolejne smaczki, szczególiki.... :)

    OdpowiedzUsuń