Jakiś czas temu wyświetlił mi się na profilu fb post, którego
treść mocno mnie poruszyła. Post dotyczył pomocy udzielanej przez autorkę i jej
przyjaciół (w tym przyjaciół w tamtych dniach poznanych) uchodźcom z Ukrainy. Rzecz
działa się w zimowych i wiosennych dniach 2022 roku w EXPO przy ulicy
Modlińskiej. Chodziło również o organizowanie karmy, leków i tymczasowej opieki
domowej dla przywiezionych przez uchodźców zwierząt. Autorka z wyczuciem kreśliła
emocjonalny wymiar tamtej sytuacji: „(…) widzę pełen
przekrój wszystkich faz depresji, zespołu stresu pourazowego, tęsknoty.
Doświadczam zalewu życzliwości (…). Co za siła u tych kobiet, dzieci i ich
zwierząt!”. Opowiadała konkretne, poruszające historie. Takie jak ta o
Triopie i jej właścicielce. „Nie mogę
zapomnieć i nigdy nie zapomnę pani, która uciekła z Doniecka z maleńką suczką
Triopą. Triopa umiera podczas prostego zabiegu kastracji, mi pęka serce kiedy
pani przyjeżdża odebrać Triopę - nigdy wcześniej (i nigdy później) nie
widziałam takiego bólu w oczach. Pani milczy, ale od środka się właśnie
rozpadła”.
Autorka tego posta to Zosia Broniatowska. Uczyła się w SOS-ie w latach 2005-2008. Z całą pewnością zauważona (do cichych osób nie należała😊), ale czy doceniona?
Co działo się z Zosią później? Podążyła za swoją
życiową pasją. Studiowała w Uniwersytecie Warszawskim. Kierunek: stosowana
psychologia zwierząt. Jest więc z zawodu zoopsycholożką. W tej dziedzinie
wiedzy znalazła wiele autorytetów, jednak jak sama pisze, największym wśród
tych autorytetów jest dla niej Michele Minunno, włoski etolog związany z
uniwersytetem w Bari.
Imała się różnych
zajęć. W świetle wywiadu, którego udzieliła w kwietniu 2021 roku Tatianie
Kolesnychenko, szczególnie ważna była dla niej praca w Ogólnopolskim
Towarzystwie Ochrony Zwierząt „Animals”. Tak opowiadała o realizowanych przez
nią w ramach OTOZ interwencjach: „To
dzieje się nie tylko we wsiach. Tam rzeczywiście brak edukacji i bieda idą w
parze ze złym traktowaniem zwierząt. Taki klasyczny przypadek, to właśnie
zagłodzony pies na krótkim łańcuchu. Ale duża część interwencji dotyczy
zwierząt żyjących w miastach. Ostatnio razem z policją i strażą pożarną
odbieraliśmy dwa psy. Właścicielka zamknęła je w domu na dwa tygodnie, a sama w
tym czasie imprezowała. Gdyby psy nie znalazły starej karmy, padłyby z głodu. W
innym przypadku i to w centrum Warszawy, właściciel trzymał w mieszkaniu dwa
psy na krótkim łańcuchu i w kolczatkach, ponieważ twierdził, że sikają w domu.
Oba psy były odwodnione i zaniedbane, a jeden z nich dodatkowo w stanie
skrajnego wychudzenia. (…) Zazwyczaj są zaskoczeni (to o właścicielach
prywatnych hodowli). Dociekają, kto nas „napuścił”. Bywa, że reagują agresywnie
- próbują nas wypychać, szarpać się. Kiedyś oberwałam drewnianą laską i od tego
czasu zawsze zakładam kamizelkę taktyczną. Na szczęście jednak do rękoczynów
dochodzi bardzo rzadko. Pewnie ma na to wpływ fakt, że jeździmy ubrani w
mundury, więc ludzie nie pozwalają sobie na dużo. (…) Jeśli istnieje zagrożenie
dla życia lub zdrowia zwierzęcia, wtedy możemy wejść na teren bez pozwolenia
właściciela nieruchomości i natychmiast je odbierać. Priorytetem jest
uratowanie mu życia. W innych wypadkach kontrolujemy warunki bytowe, w jakich
jest trzymane zwierzę i jeśli nie ma drastycznych naruszeń, przekazujemy
właścicielowi zalecenia, które ma obowiązek wdrożyć. Po kilku dniach wracamy na
kolejną kontrolę.”
Trudna, stresująca,
niewdzięczna praca. Zarobki z tego co czytam, niezbyt efektowne. Pojawia się w
niej jednak czasem satysfakcja w postaci wyraźnej zmiany nastawienia konkretnych
ludzi wobec zwierząt.
Od jakiegoś czasu Zosia mówi o
OTOZ „Animals” w czasie przeszłym. Zajmuje się petsittingiem czyli zawodową
opieką nad zwierzętami w ich domowym środowisku. W ramach firmy „Piesuleńki i
ich historie” proponuje spacery w połączeniu z rozwiązywaniem psich problemów
lub też towarzyszenie procesowi adopcji psa w rodzinie. „Współpracę z psem
opieram na wzajemnym zaufaniu, szanowaniu swoich granic, umiejętnym ich
wyznaczaniu (poprzez dialog wyłącznie), słuchaniu się. Cenię sobie szczerość
opiekuna, pokorę wobec psa i świadomość jego potrzeb, nie tylko tych
emocjonalnych. Nie cenię ani trochę traktowania psów z poziomu „samca alfa”,
wykorzystywania ich i metod współpracy opartych na przemocy, jakiejkolwiek.”
Kiedy czytam wypowiedzi Zosi, wychodzi
ze mnie konserwatywna natura: najpierw pomagałbym ludziom, a dopiero potem
zwierzętom. Ona zaczyna od zwierząt, ale jeśli ruch w tym kierunku może
prowadzić ją w konsekwencji do hali pełnej uchodźców (sam nie miałem odwagi tam
pojechać), to ja jestem „za”.
Fotografie pochodzą z różnych zasobów Internetu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz