Paweł Sidorczuk. Uśmiech, który widzicie na fotografiach, jest jego daniem firmowym. Ale nie chodzi non stop uśmiechnięty. Potrafi się wkurzyć. Potrafi powiedzieć wprost, co myśli. Dzięki temu jest czytelny dla współpracowników i uczniów. Pracuje w SOS-ie ponad ćwierć wieku. Wcześniej działał w KĄC-ie: należy do pierwszej generacji nauczycieli tego kultowego, stworzonego przez Łukasza Ługowskiego Ośrodka.
Dba o zdrowie i kondycję. Przed laty śmigał na rowerze po górskich ścieżkach.
Od jakiegoś czasu nie pozwalają mu na to stawy kolanowe. Ale nigdy nie przegapi okazji, by (zimą) wyrwać się „na biegówki” do Puszczy Kampinoskiej albo (w ciągu roku) wyskoczyć na najbliższą pływalnię.
Potrafi
przyjść do SOS-u godzinę wcześniej, żeby popracować nad kondycją w siłowni.
Oddziaływuje na uczniów własnym przykładem: widzą, że aktywność fizyczna i
sport są kanwą jego życia. Nic, tylko brać przykład!
Praca WF-mena epoki „różanej” ma miejsce w nowocześnie wyposażonych przestrzeniach sali gimnastycznej, siłowni i boiska. Ale nie zawsze tak było. Warunki, w jakich odbywały się zajęcia wychowania fizycznego w siedzibie przy Rzymowskiego, pozostawiały wiele do życzenia. Niewielka, niewymiarowa sala z niskim sufitem i sześcioma filarami wewnętrznymi wykluczała prowadzenie rozgrywek siatkówki czy koszykówki. Nasi WF-meni, doceniając walory gier zespołowych, stworzyli w tej sytuacji unikalny i w miarę bezpieczny system gry w unihokeja. Postawili też na rozgrywki tenisa stołowego. Na zewnątrz budynku mieli do dyspozycji asfaltową bieżnię i - również asfaltowe - boiska do piłki nożnej i siatkówki. Były też drabinki, stanowiska do „wyciskania” i (dopóki się nie zepsuła) automatyczna bieżnia.
Aktywizacja ruchowa podopiecznych SOS-u zaczynała się od podstaw. Chodziło o stworzenie bezpiecznej atmosfery i zmotywowanie do fizycznego wysiłku. Paweł był (i jest) w tej dziedzinie mistrzem. Szło ciężko, szło z oporami, ale przychodziły też lepsze chwile. Każdy kto chciał się ruszać, otrzymywał od swego WF-mena odpowiednie wsparcie. Spod jego ręki wyszli ambitni sportowcy i trenerzy. Tomek „Torped” Panufnik (matura: 2000) ukończył AWF. Po dziś dzień startuje z powodzeniem w Ironman Triathlon. Parę lat młodszy od Tomka Krzysiek Kulczycki złapał w SOS-ie unihikejowego bakcyla. Potem budował fundamenty polskiej Ekstraligi Kobiet. Przez lata trenował z poświęceniem drużynę Dzikie Gęsi Zielonka. Następnie przeniósł się do Szwecji, gdzie nadal pracuje nad rozwojem tej ciągle młodej dyscypliny sportu. Piotrek Kania wprowadza dzieciaki w arkana futbolu (kluby Varsovia Warszawa i FFA Warszawa).
Wracając
do Pawła, na przełomie pierwszej i drugiej dekady stulecia on sam osiągnął sukcesy
trenerskie. Prowadzona przez niego drużyna piłki nożnej „rządziła” przez kilka lat
w Warszawskiej Lidze Piłki Nożnej Ośrodków Wychowawczych i Domów Dziecka,
zdobywając najwyższe trofea. Gwiazdami tej ekipy byli: Marcin Gajowiak, Konrad
Marciniak, Filip Płodzień, Tomek Procyk i Radek Sikorski. Bramki bronił
(obowiązkowo w okularach!) Adrian „Sokół” Sierzputowski. Z kolei Karol
Olszewski i Bartek Kozłowski wygrywali w cuglach turnieje tenisa stołowego.
Gablota z pucharami wywalczonymi przez zawodników z SOS-u w tamtych czasach, stoi po dziś dzień w Klubie przy ulicy Różanej.
Paweł
jest również miłośnikiem i popularyzatorem turystyki pieszej oraz kajakowej.
Wielokrotnie organizował dla naszych podopiecznych rajdy po Puszczy
Kampinoskiej i spływy kajakowe (dawniej wspólnie z Pawłem Bączkowskim, ostatnio
z Bożeną Kamińską). Lubi być blisko jezior. W okresie wakacyjnym można go
spotkać w okolicach Augustowa.
W
SOS-ie prowadzi też zajęcia z edukacji dla bezpieczeństwa. Podchodzi do tego
zadania pragmatycznie, koncentrując się na podstawach obrony cywilnej i
umiejętnościach udzielania pierwszej pomocy.
Głową
i sercem pozostaje ciągle w latach 80. i wczesnych 90. Najchętniej słucha
muzyki z tamtej epoki. Najchętniej stworzonej w Bieszczadach. Najchętniej KSU.
Nie gardzi też „Starym Dobrym Małżeństwem”, ale co punk rock, to punk rock.
Swego czasu zachwycił się filmem Dariusza Jabłońskiego „Wino truskawkowe”,
zrealizowanym na bazie „Opowieści galicyjskich” Andrzeja Stasiuka. Taki jest
Paweł Sidorczuk.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz