Sprawa
z pozoru wydaje się bardzo prosta. Jaki to problem zapamiętać budynek? Ktoś
powie: wchodziłem do tego budynku tysiące razy. Wejdę do niego po latach i
nadal będę wiedział, co gdzie jest. A jednak przestrzeń realna ulega w przestrzeni
naszej pamięci zniekształceniom. Zwłaszcza przestrzeń, która znika. Daję Wam
moją siwą głowę, że jeśli budynek przy Rzymowskiego 36 ulegnie (co jest wielce
prawdopodobne) rozbiórce, ulegnie też destrukcji nasza o nim pamięć.
Przestrzeń
to moja niespełniona miłość. Kapryśna i nieokiełznana. Jeśli już gdzieś jestem,
wiem o co chodzi. Gdy mnie tam nie ma, tracę orientację. Mieszają mi się
odległości i ilości, plączą mi się numery i kolory. Spróbuję jednak, na swój
niedoskonały sposób, opisać przestrzeń Środkowego SOS-u. Dla siebie i dla Was.
Od
lat wchodziliśmy do tego budynku, używając kilku schodków, umieszczonych z jego
prawej strony. Wchodzę też po tych schodkach teraz. Stoję na parterze. Po
prawej stronie mam portiernię (była tu nie od zawsze). Po lewej salę nr 1. To
szczególnie pechowa sala lekcyjna: albo hałas, albo zaduch. I te wiecznie
trzaskające drzwi. Zaraz za nią „dwójka”: pomieszczenie uniwersalne.
Teoretycznie urzędują w nim socjoterapeuci. W praktyce może zdarzyć się tu
wszystko, od kameralnej rozmowy po walne zebranie, od parzenia kawy po improwizowanie
lazaretu. Za dwójką: sale lekcyjne od 3 do 8. Identyczne albo prawie
identyczne. Dwadzieścia metrów kwadratowych każda. Lekcja w Środkowym SOS-ie,
to nic innego jak szereg skomplikowanych manewrów przestrzennych. Na tych
dwudziestu metrach musi się zmieścić kilkanaście osób, bywa, że i więcej. Po
prawej stronie korytarza mamy pomieszczenia kuchenne. Stanowią one centrum
życia towarzyskiego. Jest jeszcze „dwunastka”: pokój rozmów i pracy
indywidualnej.
Zawracam
do wejścia. Przed portiernią skręcam w lewo, w stronę klatki schodowej. Wchodzę
na pierwsze piętro. Skręcam w prawo. Za plecami mam biurową część Ośrodka:
gabinet dyrekcji, sekretariat, kadry, administrację. Po prawej: uniwersalny
pokój 111. Za nim pomieszczenie, z którego drzwi patrzy na mnie wielkie oko: to
pokój 110, nauczycielski. Jest mniejszy od klas, a zmieścić musi czasem
trzydzieści osób. Mamy tu również izbę pamięci. Na szafie stoi zepsuty
akordeon, jedyna pamiątka po poprzednich gospodarzach budynku. Nieco dalej:
koedukacyjna toaleta. Miejsce różnych spotkań, także nieoczekiwanych. Tu może
pojawić się każdy, tu może się zdarzyć wszystko. Po lewej stronie sale lekcyjne
od 102 do 106. 105-tka to ocalała pracownia geograficzna. W 106-tce funkcjonowała
przez całe lata pracownia komputerowa.
Czas
ruszać na drugie piętro. Skręcając ze schodów w prawo, zostawiam za plecami
dawną pracownię biologiczną (204). Pomieszczenie specjalne: atak kawki czy przemiana
rodzeństwa myszoskoczków w parę rozrodczą, to w 204-ce był drobiazg. Za
pracownią biologiczną ukryła się biblioteka. Naprzeciw niej: pracownia
komputerowa (202). Patrzę przed siebie. Po prawej mam przytulną szwalnię (215).
Za nią gabinet medycyny szkolnej. Potem tajemnicze 213. Miejsce tajemnych
praktyk, dla śmiertelników niedostępne. Po stronie lewej: sale lekcyjne od 205
do 208. Ciekawa jest sprawa 206-tki. Łączy pracownię fizyczną z salą
telewizyjną, jadalnią (zabytkowy, drewniany stół, przywieziony jeszcze z
Grochowskiej) i sypialnią. 209 to miejsce spotkań oraz terapii indywidualnych i
grupowych. W 210 czeka na nas grono psychologów („w środę pomóż sobie sam!”).
Resztką
sił wdrapuję się na trzecie piętro. Za drewnianymi drzwiami kryje się hostel.
Nigdy nie nauczyłem się numerów tutejszych pomieszczeń. Przestrzeń mieszkalna
jest raczej po lewej stronie. Po prawej mamy pokój wychowawców, świetlicę i
kuchnię. Jest przytulnie. Chce się zostać na noc…
A
mnie jeszcze czeka wędrówka do drugiego budynku. A tam: królestwo sportu i
rekreacji. Dwie sale (😊) gimnastyczne. Ileż przetoczyło się przez nie
studniówek. Duża i mała sala konferencyjna (wcześniej odpowiednio: duża i mała
witrażownia), Niewielka pracownia ceramiczna. W podziemiach: sala socjoterapii, studio nagrań i sala
katechetyczna.
Dużo tych pomieszczeń, prawda? A gdzie ludzie
SOS-u, zapytacie? Ludzie SOS-u przemieszczają się i znikają w tych
pomieszczeniach. Właśnie w tej przestrzeni zmieniają świat. Tak ich zapamiętam.
Każdą osobę, grupę, klasę, zapamiętam w powiązaniu z pomieszczeniem. Kto dokąd
szedł, kto gdzie siedział. To ważne. Bo każda pamięć musi mieć swój adres.
Konkretny i dokładny. Człowiek i miejsce, człowiek i miejsce, człowiek i
miejsce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz