wtorek, 30 marca 2021

Rzymowskiego 36: adres pamięci.

Sprawa z pozoru wydaje się bardzo prosta. Jaki to problem zapamiętać budynek? Ktoś powie: wchodziłem do tego budynku tysiące razy. Wejdę do niego po latach i nadal będę wiedział, co gdzie jest. A jednak przestrzeń realna ulega w przestrzeni naszej pamięci zniekształceniom. Zwłaszcza przestrzeń, która znika. Daję Wam moją siwą głowę, że jeśli budynek przy Rzymowskiego 36 ulegnie (co jest wielce prawdopodobne) rozbiórce, ulegnie też destrukcji nasza o  nim pamięć.  

Przestrzeń to moja niespełniona miłość. Kapryśna i nieokiełznana. Jeśli już gdzieś jestem, wiem o co chodzi. Gdy mnie tam nie ma, tracę orientację. Mieszają mi się odległości i ilości, plączą mi się numery i kolory. Spróbuję jednak, na swój niedoskonały sposób, opisać przestrzeń Środkowego SOS-u. Dla siebie i dla Was.

Od lat wchodziliśmy do tego budynku, używając kilku schodków, umieszczonych z jego prawej strony. Wchodzę też po tych schodkach teraz. Stoję na parterze. Po prawej stronie mam portiernię (była tu nie od zawsze). Po lewej salę nr 1. To szczególnie pechowa sala lekcyjna: albo hałas, albo zaduch. I te wiecznie trzaskające drzwi. Zaraz za nią „dwójka”: pomieszczenie uniwersalne. Teoretycznie urzędują w nim socjoterapeuci. W praktyce może zdarzyć się tu wszystko, od kameralnej rozmowy po walne zebranie, od parzenia kawy po improwizowanie lazaretu. Za dwójką: sale lekcyjne od 3 do 8. Identyczne albo prawie identyczne. Dwadzieścia metrów kwadratowych każda. Lekcja w Środkowym SOS-ie, to nic innego jak szereg skomplikowanych manewrów przestrzennych. Na tych dwudziestu metrach musi się zmieścić kilkanaście osób, bywa, że i więcej. Po prawej stronie korytarza mamy pomieszczenia kuchenne. Stanowią one centrum życia towarzyskiego. Jest jeszcze „dwunastka”: pokój rozmów i pracy indywidualnej.

Zawracam do wejścia. Przed portiernią skręcam w lewo, w stronę klatki schodowej. Wchodzę na pierwsze piętro. Skręcam w prawo. Za plecami mam biurową część Ośrodka: gabinet dyrekcji, sekretariat, kadry, administrację. Po prawej: uniwersalny pokój 111. Za nim pomieszczenie, z którego drzwi patrzy na mnie wielkie oko: to pokój 110, nauczycielski. Jest mniejszy od klas, a zmieścić musi czasem trzydzieści osób. Mamy tu również izbę pamięci. Na szafie stoi zepsuty akordeon, jedyna pamiątka po poprzednich gospodarzach budynku. Nieco dalej: koedukacyjna toaleta. Miejsce różnych spotkań, także nieoczekiwanych. Tu może pojawić się każdy, tu może się zdarzyć wszystko. Po lewej stronie sale lekcyjne od 102 do 106. 105-tka to ocalała pracownia geograficzna. W 106-tce funkcjonowała przez całe lata pracownia komputerowa.

Czas ruszać na drugie piętro. Skręcając ze schodów w prawo, zostawiam za plecami dawną pracownię biologiczną (204). Pomieszczenie specjalne: atak kawki czy przemiana rodzeństwa myszoskoczków w parę rozrodczą, to w 204-ce był drobiazg. Za pracownią biologiczną ukryła się biblioteka. Naprzeciw niej: pracownia komputerowa (202). Patrzę przed siebie. Po prawej mam przytulną szwalnię (215). Za nią gabinet medycyny szkolnej. Potem tajemnicze 213. Miejsce tajemnych praktyk, dla śmiertelników niedostępne. Po stronie lewej: sale lekcyjne od 205 do 208. Ciekawa jest sprawa 206-tki. Łączy pracownię fizyczną z salą telewizyjną, jadalnią (zabytkowy, drewniany stół, przywieziony jeszcze z Grochowskiej) i sypialnią. 209 to miejsce spotkań oraz terapii indywidualnych i grupowych. W 210 czeka na nas grono psychologów („w środę pomóż sobie sam!”).

Resztką sił wdrapuję się na trzecie piętro. Za drewnianymi drzwiami kryje się hostel. Nigdy nie nauczyłem się numerów tutejszych pomieszczeń. Przestrzeń mieszkalna jest raczej po lewej stronie. Po prawej mamy pokój wychowawców, świetlicę i kuchnię. Jest przytulnie. Chce się zostać na noc…

A mnie jeszcze czeka wędrówka do drugiego budynku. A tam: królestwo sportu i rekreacji. Dwie sale (😊) gimnastyczne. Ileż przetoczyło się przez nie studniówek. Duża i mała sala konferencyjna (wcześniej odpowiednio: duża i mała witrażownia), Niewielka pracownia ceramiczna. W podziemiach: sala  socjoterapii, studio nagrań i sala katechetyczna.

 Dużo tych pomieszczeń, prawda? A gdzie ludzie SOS-u, zapytacie? Ludzie SOS-u przemieszczają się i znikają w tych pomieszczeniach. Właśnie w tej przestrzeni zmieniają świat. Tak ich zapamiętam. Każdą osobę, grupę, klasę, zapamiętam w powiązaniu z pomieszczeniem. Kto dokąd szedł, kto gdzie siedział. To ważne. Bo każda pamięć musi mieć swój adres. Konkretny i dokładny. Człowiek i miejsce, człowiek i miejsce, człowiek i miejsce.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz