wtorek, 4 maja 2021

I ta droga prowadzi na Służewiec...

Idę z Anina na Służewiec. Muszę przejść około czternastu kilometrów. Potrwa to ze trzy godziny. Trzy godziny ukraść z życia można...

Słyszę kościelne dzwony. Jest 6.30. Czas ruszać. Ruszam z Osiedla IBJ-u. Idę IX Poprzeczną, wzdłuż Kanału Wawerskiego, w Aninie zwanego pieszczotliwie "kanałkiem". W swojej studziesięcioletniej historii Anin stawiał na domy jednorodzinne. Mijam więc domy jednorodzinne, ładniejsze i brzydsze. Zatrzymuję wzrok na Zakopiance. To wyjątek. Kształtna i przestronna. Chce się mieszkać.


Tory linii otwockiej przekraczam przy stacji PKP Anin. Jezdnie po obu stronach torów to główny ciąg komunikacyjny dzielnicy Wawer. Muszę uważać: auta i pociągi są wszędzie. Przedzieram się przez tę linię frontu. Zamierzam iść ''do Wisły". W tym kierunku prowadzi ulica Lucerny. Niepozorna ulica. Jakość miejskiej (przedmiejskiej) przestrzeni zdecydowanie się obniża. No cóż, Sadul, to nie Anin. W Sadulu nawet kościół przypomina bunkier. A może przemawia przeze mnie mentalność postkolonialna? Odkąd pamiętam, mieszkańcy Anina kolonizowali, a potem oświecali Sadul i Nowy Wawer. Projekt kościoła świętego Benedykta powstał w Aninie...


Docieram do Zastowa. Żarty się kończą. Położone na niewielkim wzniesieniu zabudowania, są spadkiem po wsi wzmiankowanej już w XIV wieku. Zastów powstał i rozwinął się przy trakcie wołowym (dzisiejsza ulica Trakt Lubelski), podobnie, jak położone dalej na południe Zerzeń, Borków czy Miedzeszyn. Przy tym trakcie wieś, potem kilometr-dwa kilometry i znowu wieś. Jak na mazowieckie realia, gęstość osadnictwa imponująca!


Wytrwale zmierzam w stronę rzeki. Ulica Kadetów: coraz rzadsze w Wawrze, porośnięte krzewami nieużytki. Przez dłuższy czas obserwuję kościół świętego Karola Boromeusza. Jego projektanci musieli kiedyś przeglądać albumy z architekturą romańską. Ale chyba niezbyt uważnie. Rozstaję się wreszcie z niezgrabną sylwetką kościoła. Jestem już w osiedlu Las (dawniej wieś Las, albo Tomków Las).  


Etnografowie zaliczają wieś Las do regionu etnograficznego, zwanego Łużycem. Przez całe wieki ludność tej wsi żyła z tego, co dała jej rzeka. Kiedy, przed pierwszą wojną światową, wybudowano Wał Miedzeszyński, kontakt wsi z Wisłą został mocno ograniczony. W dodatku Las musiał uczestniczyć w finansowaniu przedsięwzięcia. Ale Wał Miedzeszyński ratował przed powodziami mieszkańców całego tarasu zalewowego. Był niezbędny. Myślę o tym, wdrapując się na koronę Wału.


Ścieżką rowerową (oczy trzeba mieć dookoła głowy) docieram do Mostu Siekierkowskiego. Przeprawiam się na drugą stronę Wisły. Patrzę z podziwem na smukłe pylony mostu i dzikie, zielone brzegi rzeki. Ze wzruszeniem uświadamiam sobie, że przekraczam właśnie granicę. Chodzi wprawdzie o granicę między dzielnicami Warszawy, ale granica to zawsze granica.

Zejście z mostu zajmuje sporo czasu.  Nagrodą jest możliwość podziwiania ogromnej galerii street artu. Jej podłoże stanowią zabetonowane filary mostu.


Po lewej stronie zostawiam atrakcyjne dla oka nasypy Fortu Augustówka. Wybudowali go Rosjanie w latach 80. XIX wieku. Fort był częścią zewnętrznego pierścienia fortyfikacji Twierdzy Warszawa. Ryglował dolinę Wisły. 


Przechodzę obok Sanktuarium Matki Bożej Nauczycielki Młodzieży. Opiekują się nim księża pijarzy. Od kilkunastu minut mogłem obserwować smukłą kościelną wieżę. Z daleka przypomina ona minaret. Jej kontrapunktami są widoczne z wielu miejsc mojej trasy kominy Elektrociepłowni Siekierki. Nieopodal powstaje ładny inaczej budynek pijarskiej szkoły.

Siekierki zasługują raczej na miano Sielanki. Czas nie popędza tego miejsca. Dużo tu zieleni i spokoju. W noclegowni przy ulicy Polskiej zadomowili się bezdomni mężczyźni. Ktoś wkłada ogromną pracę w zachowanie schludnego wyglądu domu i ogrodu. Trudno zauważyć na Siekierkach miasto.


Nietrudno zauważyć je po przekroczeniu ulicy Czerniakowskiej. Tu już nie widzę szczegółów. Moją uwagę przyciągają hotele. - Powiedz kotku, co masz w środku - pytam każdego hotelu.


Skręcając z Doliny Służewieckiej w Aleję Wilanowską, spoglądam nieśmiało w stronę kościoła świętej Katarzyny. Wdzięczna neoromańska sylwetka to jedno - Franciszek Maria Lanci (XIX wiek) był pełnym wyobraźni architektem. Porusza mnie myśl, że stał tu już w XIII wieku kościół, pierwszy na terenie obecnej Warszawy. Ponadto położenie świątyni, przebieg drogi-ulicy i Potoku Służewieckiego (dawna rzeka Sadurka), pozwalają wyobrazić sobie, jak wyglądała średniowieczna wieś Służew. 


Konieczność wdrapania się pod skarpę wiślaną nie napawa mnie entuzjazmem. Osłodą jest widok Żółtej Karczmy (znowu ten Lanci). Rzut oka na willę, rzut oka na rzeźbę terenu i już jesteśmy we Włoszech, przynajmniej przez chwilę. 


Aleję Wilanowską pokonuję „na zmęczeniu”. Nie potrafię koncentrować się już na miejskiej przestrzeni. Uśmiecham się jednak na widok gmachu Instytutu Fizyki PAN. Jest w taki beztroski sposób rozłożysty...

           No i jestem na Służewcu. Formalnie zaczyna się on wprawdzie za ulicą Obrzeżną, ale ja widzę go co najmniej od Puławskiej. W co się bawić na Służewcu? Nie wiem, miałem tu przyjść, nie planowałem przebiegu wizyty.



Fotografie pochodzą z zasobów Internetu.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz