Poniedziałek.
Budynek SOS-u przy ulicy Rzymowskiego. Drugie piętro. Mimo wczesnej godziny
(przyjmijmy, że jest kwadrans po ósmej), przed gabinetem 214 czekają już dwie uczennice.
Pielęgniarki nie ma. To znaczy jest, ale piętro wyżej. Nadzoruje w hostelu
wydawanie leków, które zapisali naszym podopiecznym psychiatrzy. Po kilku
minutach pojawia się przed drzwiami gabinetu. Kruczoczarne włosy kontrastują z
białym kitlem. Uśmiecha się do obu dziewcząt. Doskonale pamięta ich imiona. Obecność
w gabinecie to dla nich konieczna
codzienność (codzienna konieczność?). Jedna przyszła skontrolować wagę. Waży
niewiele ponad 40 kilogramów. Powinna przytyć. Druga odsłoni nogi i ręce. Powinna
udowodnić, że w ciągu weekendu się nie „cięła”.
To początek dnia. Co wydarzy się później? O godzinie jedenastej pojawią się studenci z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, z prelekcją o zdrowym żywieniu. To ona zorganizowała to spotkanie. Teraz musi przygotować salę i pomyśleć, jak ma wyglądać dyskusja. Chodzi o to, żeby młodzi „wzięli do głowy” przekazywane przez prelegentów treści.
W
międzyczasie w gabinecie zameldują się dwie kolejne osoby, tym razem z ostrym rzutem
„gravibus neurosis”. Przyjdą same z siebie. Będą rozmawiać z pielęgniarką. Powoli
dojdą do ładu z emocjami i złymi myślami. Ale to nie będzie koniec
niespodziewanych wizyt. Jedna z nauczycielek podeśle rozgniewanego autystę,
który od kilku miesięcy nie może zrozumieć, dlaczego reszta klasy wciąż włącza
doprowadzającą go do szału jarzeniówkę. On również porozmawia z pielęgniarką.
Uspokoi się. Wróci do klasy. Chwilę później marudny nauczyciel zażąda tabletki
od bólu głowy.
Może być tak, że ktoś z uczniów (odpukać!) zasłabnie. Trzeba będzie skontaktować się z jego rodzicami, a potem asystować mu,
dopóki po niego nie przyjadą. W międzyczasie może się okazać się, że uczeń od dwóch lat nie miał podstawowych badań. Ktoś będzie musiał taktownie o tym z rodzicami
porozmawiać. Wiadomo kto. To w najlepszym przypadku. Kto wie, może przyjdzie jej wzywać karetkę
pogotowia. Procedura potrwa ze dwie godziny. Lekarz z pogotowia raczej w
zachwyt nie wpadnie.
Na
drugim piętrze urzędują trzecie klasy. Pielęgniarka znajdzie czas, żeby do nich
wyjść. Trochę wspólnie pożartują. Maturzyści podzielą się z nią swoimi obawami
związanymi z egzaminami. Już w styczniu zatańczy z nimi na studniówce. W maju,
będzie z uwagą i troską sprawdzać czy czują się dobrze, czy stres nie jest zbyt
silny, krótko mówiąc: czy wszystko ok. Rozmowa dotyczy też wydarzeń z poprzedniego
tygodnia. Podczas Święta SOS-u miał miejsce pokaz wrestlingu. To sport bardzo
atrakcyjny dla widzów, ale też kontaktowy i brutalny. Mocniej poobijanych
zawodników musiała obejrzeć i opatrzyć.
Na
godzinę siedemnastą zwołano zebranie z rodzicami. Pielęgniarka szkolna stanie
przed nimi i opowie im o szczepieniach i bilansach zdrowia. I do tego wydarzenia
świetnie się przygotowała. Jej pełne polotu wystąpienie rodzice skwitują
śmiechem i brawami. Obfity w wydarzenia dzień dobiegnie końca.
Trudne jest życie specjalistki medycyny szkolnej. Trudne, ale ona wie, że zaskarbiła sobie powszechne uznanie i szacunek. Dobrze zna swój fach i wie, że jej praca jest potrzebna. I ta świadomość pozwoli jej rozpocząć jutro, z tą samą energią, kolejny dzień. A nie będzie on ani trochę łatwiejszy...
A my w SOS-ie wiemy, że - jak napisała Oliwia Jeż - Królowa jest tylko jedna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz