Jak daleko sięgam pamięcią (a sięgam nią do wczesnych lat 70.), Ernest Bryll był na topie. Pojawiał się regularnie w radio jako autor piosenek. Wspólnie z Katarzyną Gaertner tworzył popularne „śpiewogry” („Na szkle malowane”, „Zagrajcie nam dzisiaj wszystkie srebrne dzwony”). Poezja Ernesta Brylla skutecznie wpisywała się w rzewną i przaśną wizję ludowości a la PRL, po części jednak jej się wymykała: autor wykazywał wrażliwość metafizyczną, fascynowała go tradycja. We wczesnych latach 80. cała Polska nuciła melodie z albumu „Kolęda nocka”, a zwłaszcza „Psalm stojących w kolejce” („Za czym kolejka ta stoi?”). Muzykę do „Kolędy nocki” skomponował Wojciech Trzciński, a wśród wykonawców znalazła się niezapomniana Krystyna Prońko.
W tamtej dekadzie
Bryll przechodził metamorfozę. Coraz
rzadziej jego teksty słyszało się w wielkich salach koncertowych, a coraz
częściej w kościołach. Coraz częściej też mówiło się o dokonanych przez niego
przekładach poezji. Wiersze staroirlandzkie i irlandzkie tłumaczone przez
Brylla zebrano przed 1989 rokiem w dwóch tomikach. Na trzeci przyszło czekać do
roku 2004. Z tego dorobku korzystali zafascynowani kulturą celtycką muzycy.
Wiersz Turlougha O’Carolana „Peggy Brown” wykonywała grupa Myslowitz (nagranie
płytowe 1996).
W latach 1991-1995 Ernest Bryll pełnił,
z racji znajomości języka i kultury, funkcję ambasadora RP w Republice
Irlandii. I to był chyba główny powód zaproszenia go do SOS-u. Sporo osób
interesowało się w tamtym czasie Zieloną Wyspą, ba, nawet darzyło ją miłością.
Miłością zdecydowanie platoniczną - możliwości odwiedzenia tego kraju były ówcześnie
znikome. Tym niemniej sporo o nim rozmawialiśmy. W ramach „Obiadów
Czwartkowych” (nieregularne spotkania miłośników historii) historię Irlandii prezentował
kiedyś Marcin Lato.
Kiedy przyszedł do nas Ernest
Bryll? W pierwszej chwili byłem gotów datować to spotkanie na rok szkolny
1997/1998. Zauważyłem jednak na jednej z zachowanych fotografii leżącą na stole
„Historię Irlandii” Stanisława Grzybowskiego. W takiej szacie graficznej wydano
ją w roku 1998. W tej sytuacji postawiłem ostatecznie na rok 1998/1999. Późniejsza
data nie wchodzi w grę: widoczne na
zdjęciu osoby (np. Ania Trajdos, Renata Palacz czy Paweł „Jacku” Jackiewicz)
były już wtedy w klasie maturalnej.
Niewiele pamiętam z samego
spotkania. Nie potrafię sobie przypomnieć jak zdobyliśmy telefon domowy poety.
Pamiętam za to, że zgodził się przyjść do nas bardzo chętnie, wprost z
entuzjazmem. Bohatersko zniósł mizerię ówczesnego SOS-u. Bez szemrania przyjął sprezentowane
mu (co za niezręczność z naszej strony!) pudełko czekoladek. Złapał kontakt z
młodymi. Był życzliwy, nawet serdeczny. Mówił barwnie i ze swadą. Zaimponował
nam wiedzą o Irlandii. Odpowiedział na
każde pytanie. Cierpliwie zniósł również pytania niezbyt przemyślane.
Długo o tym spotkaniu
rozmawialiśmy. Potem rozpoczął się proces zapominania. Gdyby nie fotografie, byłby
to proces pełny i skuteczny. Kiedy 16 marca tego roku media podały wiadomość o
śmierci Ernesta Brylla, postanowiłem spisać to, co zostało w pamięci. Jak się
okazuje, niewiele zostało. W tej sytuacji należy odwołać się do poezji:
Stąd litera w manuskrypcie wychudzona
Moje pióro jak ptak dziobie w pergaminy
I zostawia w białych kartach ślady sine
Niechaj płyną słowa mądre, trafne, prędkie
Przez me palce zaplamione atramentem
Niechaj ręka moja będzie umocniona
I litera każda Łaską uświęcona
Niech to pióro, choć kapiące, słabowite
Stworzy księgi, które ludzie będą czytać
Niechaj jeszcze raz umocni piękna trwanie
Moja ręka umęczona tak pisaniem.”
Każdy mistrzem w swojej sztuce
Pangur z myszy łupi skórę
A ja ryję się w nauce.
Spokój, co się w księgach mości
Wolę niźli sławę dźwięczną
Pangur ciszy nie zazdrości
Bo ma swą niewinną zręczność. (…)”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz