niedziela, 18 sierpnia 2024

Zapomniana blues woman.

Uważny czytelnik tego bloga bez trudu wskaże trzy podstawowe kategorie zamieszczanych na nim postów. Kategoria pierwsza to portrety postaci zasłużonych dla SOS-u. Kategoria druga obejmuje osoby ważne w historii SOS-u z powodów innych niż wymierne zasługi. Kategoria trzecia gromadzi znanych ludzi, w jakimś momencie swojego życia powiązanych z SOS-em. Elżbieta Mielczarek należy do tej trzeciej kategorii.

Z jej oficjalnego „wikipediowego” życiorysu wynika, że przyszła na świat w Łodzi. Od dziesiątego roku życia (1968) brała lekcje gry na pianinie, gry na gitarze uczyła się sama. Jeszcze jako licealistka wystąpiła w łódzkim klubie studenckim „Siódemki”. Gdyby ukończyła łódzkie liceum, to by nie trafiła do SOS-u. Nie wiem jednak, w jakich latach była u nas. Może stało się to jeszcze w latach 70., a może na początku 80., kiedy SOS urzędował już na Grochowskiej. Żeby to ustalić, wystarczyłoby zapewne zajrzeć do księgi uczniów, ale nie zajrzałem. Mam nadzieję, że zajmą się tym skrupulatni historycy. Wiem tylko (znowu z oficjalnego życiorysu), że w wieku kilkunastu lat przeniosła się do Warszawy, żeby grać blue grass z warszawskimi zespołami ulicznymi. Zetknęła się z muzyką bluesową i to ona stała się jej właściwą drogą.

 Swój bluesowy debiut koncertowy miała w roku 1979 na poznańskim Blues Meetingu. W 1980 zarejestrowała kilka utworów w studio szkoły muzycznej na Okólniku. W roku 1983 „Pronit” wydał jej płytę „Blues koncert”. Album był zapisem dwóch koncertów zagranych 15 i 16 października tego roku w kultowym warszawskim klubie jazzowym „Akwarium”. Na gitarach akustycznych towarzyszyli wokalistce Piotr Ruciński i Piotr Majewski. Na harmonijce ustnej zagrał Jan „Kyks” Skrzek. Intrygujący, matowy głos Eli budził entuzjazm słuchaczy. Śpiewała standardy bluesowe muzyków z Delty Missisipi. Dołączyła do tego dwie autorskie kompozycje („Hotel Grand” i „Wielkie koło”). W kompaktowych reedycjach tego albumu (2005, 2008) zamieszczono osiem dodatkowych utworów, w tym wielki przebój „Poczekalnia PKP” (przeróbka kompozycji „Blue Drag” Josefa Myrowa, inni twierdzą, że Django Reinhardta), pochodzący z singla nagranego w 1982 roku.

Zapowiadała się dynamiczna kariera. Pisano o Elżbiecie Mielczarek jako o polskiej Billie Holliday albo Bessie Smith (przypominała ich śpiew barwą swojego głosu). Nazywano ją pierwszą damą polskiego bluesa. Irytowało to fanów Miry Kubasińskiej i wielbicieli Martyny Jakubowicz. Faktem jest jednak, że z tej trójki to ona była najbliżej korzennego bluesa.

Kariera prędko się rozmyła. Jak długo można grać cztery koncerty tygodniowo? „Przestałam śpiewać, ponieważ bardzo chciałam rozwijać się dalej, ale nie miałam pojęcia, jak to zrobić. Wtedy lepiej się zatrzymać i zrobić sobie przerwę, niż iść dalej po omacku i bez przekonania.” - wyznała po latach. W roku 1987 poznała Lamę Olego Nydahla. To spotkanie zmieniło jej życie. Została buddystką. W 1988 roku wyjechała do RFN, gdzie, zafascynowana akupunkturą, zdobyła uprawnienia do praktykowania medycyny chińskiej. Zafascynowała się malarstwem. Zapomniała na jakiś czas o muzyce…

Od 2000 roku wróciła do koncertowania. W Niemczech występowała jako Estiny. W 2003 przypomniała się też polskiej publiczności, koncertując ze Śląską Grupą Bluesową Leszka Windera. Trwało to kilka lat. W roku 2012 nagrała luźno związaną ze stylistką bluesową płytę „Elaela”. Z umieszczonych na niej utworów najmocniej „chwyciła” napisana wiele lat wcześniej z Markiem Kreutzem „Missisipi”. Seria kolejnych koncertów miała promować nowe wydawnictwo. Wkrótce sprawa ucichła. I znów nie mamy na scenie Elżbiety Mielczarek. Możemy tylko (o ile umiemy) zanucić sobie: „więc sia-daj ra-zem ze mną, na sta-cji pe-ka-pe, tak się po-dróż za-czyna, a kto wie, jak skoń-czy się”.





Fotografie pochodzą z różnych zasobów Internetu.



















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz