Gdy dotyczy to innych, raczej się nad tym nie zastanawiamy.
Gdy dotyczy to nas, wpadamy w ekstremalne
emocje. To właśnie nasza choroba przychodzi nie w porę. To właśnie nasza
choroba jest zbyt dotkliwa. Historia Moniki jest poza dyskusją. „Jestem po
dwóch operacjach kręgosłupa, w odcinku szyjnym i lędźwiowym.” - pisze. I dalej: „Mam
orzeczony umiarkowany stopień niepełnosprawności. Mimo wstawionych implantów i
stabilizacji, po ostatniej operacji nie odzyskałam sprawności. Rehabilitacja jak na razie okazała się
bezskuteczna. Dlaczego tak się dzieje, dowiedziałam się niedawno. Choruję również na stwardnienie rozsiane!”. Nasuwa się myśl: to chyba zbyt dużo jak na jedną osobę.
Nigdy poważnie nie chorowałem. Nie umiem pisać o chorobie.
U Moniki dostrzegam jednak sfery życia, które rozwija obok choroby albo nawet
wbrew niej. I właśnie o nich chciałem opowiedzieć.
Wiodła własny żywot. Ukończyła SOS (1993?),
studiowała, pracowała. Urządziła swój kawałek świata. Przyszły problemy zdrowotne. Choroba
i niepełnosprawność redukują aktywność, zmuszają do koncentracji na sprawach
absolutnie podstawowych. Monika nie dała się zepchnąć do tego poziomu. Ma swoje
poglądy. W przynajmniej kilku kwestiach są to poglądy radykalne. Radykalizm
pociąga za sobą zaangażowanie. I ona też się angażuje, przede wszystkim w
działania informacyjne i organizacyjne. Dwa jej wielkie tematy z ostatnich lat, to walka z przemocą wobec kobiet i pomoc broniącej się przed Rosją Ukrainie.
Słabo znam Monikę. Trafiłem do SOS-u w roku, w którym
przygotowywała się do matury. Facebook informuje mnie, że moja dawna uczennica nie
znosi siedzieć bezczynnie. W (rzadkich jak sądzę) wolnych chwilach zajmuje się
haftem. Jej prace wyróżniają się pełną prostoty, a zarazem wyrafinowaną koncepcją i
perfekcyjnym wykonaniem. Przeważają wśród nich realizacje estetyzujące. Są
piękne. Wierzę, że zrobiłyby zamieszanie w niejednym konkursie.
„Pogoda dziś taka, że nie mam siły ani chęci ruszać się z
łóżka. Tym bardziej, że w czasie deszczu
kiepsko się chodzi z balkonikiem, a z kulami to w ogóle bez sensu. Na szczęście mam robótki” - stwierdza.
No i pojawia się w jej „robótkach” nurt mocno indywidualny, sygnalizujący aktualny stan psychiczny bądź siłę przeżywanych emocji. Niektóre z nich są po prostu
świadectwem zaangażowania.
Jest nieuleczalną kociarą. Próbuje pomagać zwierzętom. Żyje
blisko natury. Namiętnie obserwuje przyrodę i jej, choćby minimalne,
poruszenia. Pod ręką ma zwykle telefon i te poruszenia rejestruje. Jestem
przekonany, że to właśnie ona, nikt inny, dostrzega wiosną pierwszego przebiśniega, a
jesienią pierwszy leżący pod drzewem liść. Oglądając wykonane przez nią zdjęcia, można nauczyć się
uważnego spojrzenia na świat natury.
Przygotowałem ten post, bo ujęły mnie fotografie, które od kilku lat obserwuję na profilu Moniki Kucharskiej. Są ważniejsze od tekstu. Spójrzcie na nie uważnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz